Figurkowy Karnawał Blogowy. Edycja #130: Grzech
Figurkowe grzechy główne - czyli siedem powodów, dla których wciąż nie pomalowałeś tej kompanii.
Witam szanowne państwo-draństwo i zapraszam do lektury wpisu opublikowanego w ramach sto trzydziestej edycji Figurkowego Karnawału Blogowego.
Do tej pory, co można wywnioskować po tytule posta, odbył się sto dwadzieścia dziewięć edycji, których podsumowania znajdziecie TUTAJ.
Czerwiec. Parapety parzą jak pancerz Leman Russa w bitwie na Armageddonie, podkład schnie szybciej, niż zdążysz go nałożyć, a spocone palce przyklejają się do pędzla mocniej niż ostatnie pokolenie do asfaltu. Na półkach schną kolejne prawie skończone figurki, a w głowie rodzi się pytanie – ważniejsze nawet niż gdzie na Slaanesha zawieruszył się Nuln Oil? – czy ja w ogóle jeszcze gram... czy tylko kolekcjonuję niepomalowane dowody własnych słabości?
Temat tej edycji Figurkowego Karnawału Blogowego – Grzech – nie mógł być trafniejszy. Bo choć nasze hobby to sztuka, taktyka i społeczność, ma też drugie oblicze: mroczne, pełne wymówek i... cholernie znajome.
Oto siedem figurkowych grzechów głównych. Nie po to, by potępiać – ale by rozpoznać, uśmiechnąć się i może... odłożyć ten piąty blister, zanim będzie za późno.
1. Pycha – Mój fluff to kanon, twoje zasady to herezja
Pycha każe nam sądzić, że nasza armia to majstersztyk, nawet jeśli drybrush przypomina fakturę papieru ściernego, a wash wygląda jak błoto spod Kisleva. Moje malowanie jest stylowe, a nie niechlujne! – mówimy sobie, ignorując życzliwe uwagi. Pyszny gracz prezentuje swój fluff niczym dogmat religijny, a każdy, kto nie gra zgodnie z jego domowymi zasadami, jest heretykiem godnym figurkowego Świętego Oficjum Sigmara. Z przekonaniem o własnej nieomylności, nie widzi, że inni zaczynają go unikać, a w klubie nagle zaczyna być dziwnie pusto. Na stole bitwy uważa, że jego interpretacja reguł jest ważniejsza niż oficjalny FAQ, bo przecież wie lepiej. Pycha sprawia, że zamiast się rozwijać, stoimy w miejscu - sami, przekonani o własnej wyjątkowości.
2. Chciwość – Kupię tylko ten jeden model... no, może dwa
Brzmi znajomo? Pudełko figurek z czasów świetności Warhammer Fantasy Battle, wciąż zapieczętowane jak grobowiec faraona? Limitowana edycja, która nigdy nie zostanie otwarta, bo jest kolekcjonerska? Stary katalog z lat dziewięćdziesiątych, z zakreślonymi modelami do kupienia – gdy wreszcie zostanie skompletowana poprzednia lista? Chciwość nie śpi – ona tylko czeka na przecenę w Black Friday. Wpadamy w spiralę zakupów, przez co na spotkaniach zamiast gry mamy licytację, kto zdobył rzadszy model. Chciwy gracz wystawia armię złożoną z samych elitarnych jednostek, nie dlatego że pasują do klimatu, ale dlatego, że były najdroższe. Zaczyna brakować mu miejsca w domu, a przyjaciele pytają z troską: Nie masz już tego przypadkiem w pięciu egzemplarzach?.3. Nieczystość – To nie proxy, tylko kreatywna interpretacja!
Nieczystość pojawia się, gdy goblin nagle staje się czempionem Chaosu, bo akurat pasował nam do armii. To również zasłanianie się fluffem, by usprawiedliwić złamanie zasad fair play. Przecież to nie oszustwo, to narracyjna konwersja! – mówimy z przekonaniem, choć przeciwnik zaczyna już krzywo patrzeć. Na stole nagle okazuje się, że te modele mają lepszy pancerz, bo zmieniłem im głowy, a nasza narracja zaczyna przypominać raczej kiepską wymówkę niż wiarygodny fluff. Z czasem przeciwnicy stają się podejrzliwi wobec każdej naszej figurki, a gry przeradzają się w nieustanne dyskusje o legalności armii. Zamiast przyjemności mamy atmosferę rodem z sali sądowej – tyle że z plastikowymi żołnierzami zamiast świadków.
4. Zazdrość – Dlaczego jego krasnoludy wyglądają jak z White Dwarfa, a moje jak z przedszkola?
Zazdrość rodzi się przy oglądaniu zdjęć figurek innych graczy. Zamiast inspiracji czujemy frustrację: Po co malować, skoro nigdy nie osiągnę takiego poziomu?. Zaczynamy unikać kolegów, których modele podziwialiśmy, i po cichu liczymy, że ich figurki nagle same stracą na jakości. Na turniejach trudno nam pogodzić się z przegraną, bo przecież jego armia jest zbyt ładna, żeby mogła wygrać uczciwie!. Zazdrość zabija nie tylko motywację, ale też relacje – zamiast współpracy zaczyna się rywalizacja. Zamiast cieszyć się cudzymi sukcesami, trzymamy kciuki, by komuś odpadło ramię konwertowanego bohatera.5. Obżarstwo – Zacznę nową armię... i jeszcze jedną... i jeszcze...
Obżarstwo wciąga nas w nieskończoną spiralę projektów. Zaczynamy dziesiątki armii, żadnej nigdy nie kończąc. Bo nowy system jest jak kolejna paczka chipsów – łatwo otworzyć, trudniej zamknąć. Znajomi przestają traktować nasze deklaracje poważnie – przecież każdy nowy projekt jest tym jedynym. Na półkach zalegają niepomalowane modele do systemów, w które nigdy nie zagraliśmy. Przeciwnicy z irytacją patrzą na nasze ciągłe proxy, a my sami zaczynamy się gubić, co właściwie mieliśmy wystawić na dzisiejszą grę. Armie zamiast cieszyć – zaczynają przytłaczać, a my stajemy się figurkowymi kolekcjonerami problemów, a nie rozwiązań.
6. Gniew – Ja ci zaraz pokażę, gdzie masz tę erratę!
Gniew nie wybucha od razu. Warczy pod stołem, gdy przeciwnik zapomniał o teście rozbicia. Drapie pazurami, gdy sędzia nie zna FAQ. Eksploduje, gdy ktoś stawia armię w kolorze surowy plastik. Zaczynamy psuć zabawę sobie i innym, a hobby zamiast relaksować – wywołuje stres. Przy stole zamiast klimatu rodzą się konflikty, a figura lądująca ze złością na podłodze staje się symbolem naszych porażek. W pewnym momencie zauważamy, że nasi dawni partnerzy do gry dziwnie często odmawiają spotkań – może jednak gniew to słaby sojusznik?.7. Lenistwo – Dziś nie mam światła... jutro pewnie też nie
Król niepomalowanych legionów. Cesarz wymówek. Władca zacznę od jutra. Lenistwo to główny powód, dla którego armie pozostają szare przez lata. Jutro będzie lepszy dzień – powtarzamy, choć to jutro nigdy nie nadchodzi. Gracze na spotkaniach z uprzejmością ignorują naszą szarą armię, ale z czasem zaczynają złośliwie przypominać: Widzę, że dalej preferujesz plastikowy kamuflaż?. Zamiast regularnych bitew mamy wymówki i odwlekanie, a nowe techniki malowania poznajemy jedynie w teorii – bo przecież dziś jest za gorąco, światło nie takie, nie mam weny. Lenistwo to figurkowy tyran, który pokonuje nas bez rzutu kością.
Epilog: Na szczęście wszyscy grzeszymy.
Bez tych grzechów hobby byłoby nudne jak idealnie pomalowana armia zamknięta na wieki w gablocie. To właśnie nasze słabości czynią nas ludzkimi i sprawiają, że zawsze mamy o czym porozmawiać po grze. Więc grzeszcie z radością – ale może pomalujcie coś przy okazji.
Dołączcie do #130 edycji Figurkowego Karnawału Blogowego i pokażcie własne figurkowe grzechy. Bo każdy z nas coś ukrywa w pudełku wstydu… i liczy, że kiedyś to pomaluje.