sobota, 11 października 2025

Gry bitewne a życie codzienne: czego możemy się nauczyć od plastikowych żołnierzyków?

Gry bitewne a życie codzienne: czego możemy się nauczyć od plastikowych żołnierzyków?

Wszyscy znamy te spojrzenia – pełne niedowierzania, pobłażliwości, czasem cichego współczucia. Naprawdę wydajesz tyle czasu i pieniędzy na plastikowe ludziki? – pyta niewtajemniczony, zupełnie nie rozumiejąc, że to nie są tylko plastikowe figurki. To małe lekcje życia, które pomagają nam na co dzień – a przynajmniej tak sobie wmawiamy, żeby usprawiedliwić kolejne wydatki. Ale czy na pewno? Czy to możliwe, że nasze ulubione hobby – gry bitewne – może nas czegoś nauczyć? Czy strategiczne myślenie na stole bitewnym przekłada się na lepsze decyzje w życiu? Czy cierpliwość przy malowaniu figurek uczy nas wytrwałości? A może to wszystko tylko wymówka, by spędzać więcej czasu z plastikowymi armiami?

Strategia i planowanie – czyli jak nie dać się oskubać w życiu

Każdy gracz wie, że dobra strategia to podstawa. Trzeba przewidywać ruchy przeciwnika, zarządzać zasobami i umiejętnie balansować ryzyko. To się przekłada na życie codzienne… prawda? Dzięki temu powinniśmy być świetni w planowaniu budżetu, zarządzaniu czasem i unikaniu błędów. Problem w tym, że wielu z nas potrafi godzinami analizować rozstawienie armii, ale kiedy przychodzi do decyzji, czy kupić kolejny zestaw figurek, logika nagle znika.

W życiu też musisz planować – czy to budżet domowy, czy karierę zawodową. Gry bitewne uczą nas, że każde działanie ma konsekwencje. Jeśli źle zaplanujesz atak, stracisz jednostki. Jeśli źle zaplanujesz życie, stracisz... no cóż, trochę więcej.

Planowanie to podstawa. Ale pamiętaj, że nawet najlepszy plan może się nie udać. I wtedy trzeba improwizować.

Cierpliwość – bo każda farba kiedyś wyschnie

Jeśli coś naprawdę kształtuje charakter w tym hobby, to malowanie figurek. Cierpliwość to kluczowa cecha każdego wargamera. Podkład, kolor, cieniowanie, detale, lakier… wszystko wymaga precyzji i spokoju. A jednak, kiedy stoimy w kolejce w supermarkecie, tracimy nerwy po dwóch minutach.

W życiu też potrzebujemy cierpliwości. Czy to w pracy, czy w relacjach z innymi, czasem trzeba poczekać, by osiągnąć cel. Gry bitewne uczą nas, że nie wszystko przychodzi od razu. Czasem trzeba poświęcić czas i wysiłek, by osiągnąć coś wartościowego.

Cierpliwość to cnota. Ale pamiętaj, że czasem warto też odpuścić. Bo przecież nie każda figurka musi być arcydziełem.

Radzenie sobie z porażką – czyli dlaczego znowu przegrałem?

Gry bitewne uczą nas przegrywać. A przynajmniej powinny. Każdy, kto grał wystarczająco długo, zna ten moment, gdy jego wspaniała strategia legła w gruzach, bo przeciwnik rzucił szóstkę w kluczowym momencie. W teorii powinniśmy wyciągać wnioski i akceptować, że w życiu, tak jak w grze, czasem po prostu się nie udaje. W praktyce kończy się to narzekaniem na złe kości, niesprawiedliwe zasady i przekonaniem, że na pewno coś było źle ustawione.

W życiu też rywalizujemy – czy to w pracy, czy w sporcie. Gry bitewne uczą nas, że przegrana to nie koniec świata. To okazja do nauki i poprawy. A wygrana? To powód do radości, ale nie do arogancji.

Rywalizacja to część życia. Ale pamiętaj, że najważniejsze to dobrze się bawić. I nie brać wszystkiego zbyt poważnie.

Zarządzanie czasem – jak znaleźć balans między życiem a hobby

Gry bitewne to świetny sposób, by nauczyć się organizacji czasu – pod warunkiem, że nie przeznaczamy całego wolnego czasu na malowanie, rozpiski i oglądanie raportów bitewnych na YouTube. Mamy przecież rodzinę, pracę, obowiązki… ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wycisnąć gdzieś jeszcze trzygodzinną rozgrywkę, prawda?

Społeczność: jak budować relacje

Gry bitewne to nie tylko plastikowe figurki. To też społeczność – ludzie, którzy dzielą twoją pasję. To okazja do spotkań, rozmów, wymiany doświadczeń.

W życiu też potrzebujemy relacji. Gry bitewne uczą nas, że warto budować więzi z innymi. Bo przecież nie chodzi tylko o to, by wygrać. Chodzi też o to, by spędzać czas z ludźmi, którzy rozumieją twoją pasję.

Relacje to podstawa. Ale pamiętaj, że nie każdy musi dzielić twoje hobby. I to też jest w porządku.

Czy to wszystko ma sens?

Czy gry bitewne rzeczywiście nas czegoś uczą? Oczywiście. Uczą, jak się bawić, jak przeżywać emocje, jak planować (przynajmniej na stole bitewnym). Może i nie uczynią nas mistrzami strategii życiowej, ale dają coś równie cennego – odskocznię, która pozwala nam nie zwariować w szarej rzeczywistości. 

Czy gry bitewne wpłynęły na wasze życie codzienne? Podzielcie się swoimi doświadczeniami – może razem odkryjemy, że to hobby to coś więcej niż tylko zabawa.

I pamiętajcie: niezależnie od tego, czego się nauczycie, najważniejsze to cieszyć się każdą chwilą spędzoną przy stole bitewnym. Chyba że... no właśnie, kostki znów się zbuntują.

piątek, 3 października 2025

Figurkowy Karnawał Blogowy, ed. CXXXIII: Egzotyczność - podsumowanie

Figurkowy Karnawał Blogowy, ed. CXXXIII: Egzotyczność - podsumowanie

 

Wrzesień już za nami. Lato wyszło. Pora więc na domknięcie wrześniowego wydania Figurkowego Karnawału Blogowego, którego wodzirejem miałem przyjemność być.  Temat "Egzotyczność" został zinterpretowany przez pięciu figurkowiczów, a licząc ze mną, to nawet sześciu. W karnawale udział wzięli:

*** 

Potsiat, autor Gangs of Mordheim! Który przedstawił coś, co w jego wykonaniu stanowi nie lada rzadkość - ludka do WH40K! Space Wolfa! Na dokładkę zastosował, jak sam twierdzi, egzotyczne taktyki weatheringu. Jest egzotycznie? Jest. 

***  

Quidamcorvus, autor DansE MacabrE! Który zbudował egzotyczny środek transportu w postaci tratwy, a w dodatku stworzył dlań cały zestaw zasad do Warheim FS! Egzotyczność odhaczona. 

***  

 Boston Steel Works! Który szczwanie połączył egzotykę z ezoteryką, i zaprezentował falloutowy pancerz wspomagany w dwójnasób - techniką i czymś nieokreślonym, co daje dodatkowe bonusy.

***  

Maniex z Maniexite! Zabrał czytelników w podróż do egzotycznej północnej Afryki, a konkretnie w sam środek drugowojennej batalii! Są palmy, jest okejka!

 

***  

Bahior, z The Dark Oak! Przypomniał o tym, że w pradawnych czasach modele bywały metalowe, a do tego zaprezentował modele z tego egzotycznego materiału - Iron Brotherhood z Micro Art Studio

*** 

Na koniec przypomnę mój własny wpis, którego bohaterką była egzotyczna wężobabka z  Artisan Guild!

***

No i tyle. Wszystkim uczestnikom bardzo dziękuję i gratuluję ciekawych wpisów i kreatywnego podejścia do tematu. A na koniec zapraszam na blog Hakostwo, gdzie Kapitan Hak już zainaugurował październikową edycję FKB

poniedziałek, 1 września 2025

FKB CXXXII: Podsumowanie

FKB CXXXII: Podsumowanie

J. Tissot „Trąby jerychońskie”, źródło: The Jewish Museum

Za nami 132. edycja Figurkowego Karnawału Blogowego. Temat „Braci i sióstr” podjęli:

Figurkowy Karnawał Blogowy #132 - Bracia i siostry - Maniex
Maniex, który zaprezentował zróżnicowany zestaw zakonnic i zakonników

Figurkowy Karnawał Blogowy #132 - Bracia i siostry - Kapitan Hak
Kapitan Hak, który zrelacjonował rozegraną z bratem skirmishową bitewkę

Figurkowy Karnawał Blogowy #132 - Bracia i siostry - Quidamcorvus
Quidamcorvus, który zaprezentował zielonopióry kontyngent Muszkieterów z Nuln

Figurkowy Karnawał Blogowy #132 - Bracia i siostry - Boston Steel Works
Boston Steel Works, który pochwalił się oddziałkiem czarnych Numenoryjczyków

Figurkowy Karnawał Blogowy #132 - Bracia i siostry - Koyoth
Koyoth, który zamieścił zdjęcia modelu szefowej Sióstr Sigmara

Figurkowy Karnawał Blogowy #132 - Bracia i siostry - Elmin
Elmin, który pokazał nieoczekiwanie złowieszczego braciszka

Figurkowy Karnawał Blogowy #132 - Bracia i siostry - Potsiat
I ja z zestawieniem postępów w zakresie tworzenia band sióstr Sigmara oraz łowców czarownic.


Serdecznie dziękuję wszystkim uczestnikom sierpniowego Figurkowego Karnawału Blogowego i w imieniu Koyotha zapraszam do udziału we wrześniowej, 133. już edycji.

Skirmish czy wielkie bitwy? Odwieczna walka o optymalny format gry.

Skirmish czy wielkie bitwy? Odwieczna walka o optymalny format gry.

W świecie gier bitewnych istnieją dwa obozy: ci, którzy wolą szybkie potyczki w gry skirmishowe, i ci, którzy kochają wielkie bitwy, trwające cały dzień (lub dłużej). Każdy z tych formatów ma swoje zalety i wady, a wybór między nimi to jak wybór między szybkim sprintem a maratonem. Oba są wyczerpujące, ale w zupełnie inny sposób.  

Dziś przyjrzymy się tej odwiecznej walce o optymalny format gry. Oba podejścia mają swoje plusy i minusy, a wybór między nimi to jak wybór między kawą a herbatą – cokolwiek wybierzesz, i tak ktoś będzie próbował cię przekonać, że się mylisz. Bo przecież, drogi czytelniku, każdy z nas ma swoje preferencje. A jeśli nie masz, to pewnie po przeczytaniu tego felietonu je wyrobisz.  

Skirmish: szybko, sprawnie, bez zbędnego zamieszania

Skirmishowe gry to bitewniakowy fast food – szybkie, intensywne, satysfakcjonujące… i zaskakująco drogie, jeśli nie wiesz, kiedy przestać.

  • Plusy:
    • Szybkość
      Skirmishe to idealne rozwiązanie dla tych, którzy nie mają całego dnia na rozgrywkę. Kilka jednostek, mały stół, proste zasady – i już po godzinie możesz wracać do codziennych obowiązków. Albo rozgrywać kolejną potyczkę.
    • Niski koszt wejścia
      Nie musisz wydawać fortuny na wielką armię. Wystarczy kilka figurek, trochę terenu i gotowe. To świetne rozwiązanie dla początkujących lub tych, którzy nie chcą zbankrutować. 
    • Większa elastyczność
      Skirmishe pozwalają na eksperymentowanie z różnymi taktykami i jednostkami. Możesz testować nowe kombinacje bez ryzyka, że stracisz całą armię w jednej turze.  
  • Minusy:
    • Mniej epickości
      No cóż, trudno poczuć epickość bitwy, gdy na stole walczy pięciu żołnierzy. Brakuje tu rozmachu, który oferują wielkie bitwy. 
    • Mniejsza strategiczna głębia
      Skirmishe są szybkie, ale często brakuje im złożoności strategicznej. To jak porównać szachy do warcabów – jedno jest szybkie i proste, drugie wymaga więcej myślenia.  

Wielkie bitwy: cały dzień na polu chwały

Jeśli skirmish to fast food, to wielkie bitwy to kilkudaniowa uczta, po której czujesz satysfakcję, ale też lekkie zmęczenie i wyrzuty sumienia Czy ja naprawdę poświęciłem na to całą sobotę?.

  • Plusy:
    • Epickość
      Wielkie bitwy to prawdziwe spektakle. Setki figurek, ogromny stół, skomplikowane manewry – to wszystko sprawia, że czujesz się jak prawdziwy generał.
    • Głębia strategiczna
      Wielkie bitwy wymagają więcej planowania, przewidywania i myślenia. To nie tylko walka jednostek, ale też zarządzanie zasobami, logistyką i morale.
    • Społeczność
      Wielkie bitwy to często wydarzenia, które przyciągają wielu graczy. To okazja do spotkania się z przyjaciółmi, wymiany doświadczeń i... no właśnie, narzekania na zasady.  
  • Minusy:
    • Czas
      Wielkie bitwy trwają godzinami. A czasem nawet dniami. Jeśli nie masz całego dnia wolnego, to lepiej wybierz skirmish.
    • Koszt
      Wielkie bitwy wymagają wielkich armii. A wielkie armie to wielkie wydatki. Przygotuj się na to, że twoje konto bankowe będzie cierpieć. 
    • Złożoność
      Wielkie bitwy są skomplikowane. Trzeba pamiętać o wielu zasadach, jednostkach i strategiach. To nie dla każdego.  

Który format wybrać?

Odpowiedź brzmi: to zależy. Jeśli masz mało czasu i pieniędzy oraz rodzinę, wybierz skirmish. Jeśli chcesz poczuć epickość i masz ochotę na całodniową rozgrywkę, wybierz wielką bitwę.  

Ale pamiętaj, że nie musisz się ograniczać do jednego formatu. Możesz grać w oba – w zależności od nastroju, czasu i... no właśnie, stanu konta bankowego.  

Podsumowanie  

Szanowne państwo-drańśtwo, pamiętajcie – nie ma jednego idealnego formatu gry. Każdy ma swoje zalety i wady. Ważne, by wybrać taki, który sprawia wam najwięcej radości.  

A teraz pytanie do was: który format preferujecie? Szybkie potyczki czy wielkie bitwy? A może macie swoje własne sposoby na rozgrywki? Podzielcie się swoimi doświadczeniami – może razem znajdziemy sposób, by pogodzić oba formaty.  

I pamiętajcie: niezależnie od tego, czy wybierzecie skirmish, czy wielką bitwę, najważniejsze to dobrze się bawić. Chyba że... no właśnie, kostki znów się zbuntują.

niedziela, 17 sierpnia 2025

Jak (nie) pisać regularnie?

Jak (nie) pisać regularnie?
How (Not) to Write Regularly?

Ostatnio dostałem kilka pytań o to, jak udaje mi się utrzymywać stałe tempo publikacji na blogu. I muszę Was rozczarować - nie udaje się. Nie ma na to szans, kiedy pisanie nie jest pracą etatową, tylko - albo aż - hobby. To zawsze balansowanie między obowiązkami a chwilami, które można ukraść rzeczywistości.

Cała tajemnica polega więc nie na nadludzkiej regularności, tylko na planowaniu. Piszę wtedy, kiedy mam wolną chwilę, a niekoniecznie wtedy, kiedy akurat trzeba coś opublikować. Dzięki temu dziś mogę pokazać Wam zrzut z kolejki - 104 zaplanowane posty. I od razu dodam: to nie znaczy, że piszę codziennie, ani że siedzę w tym jak w pracy. Po prostu wypracowałem sobie podział, który sprawia, że treści powstają w miarę płynnie i różnorodnie.

Jak to wygląda w praktyce?

  • Poniedziałki - lekki chaos rytualny:
    • co drugi tydzień krótka recenzja audiobooka,
    • w pierwszy poniedziałek miesiąca felieton,
    • w trzeci poniedziałek miesiąca opis fabularny kompanii do Warheim FS.
  • Wtorki - opisy krain Starego Świata (często fragmenty z podręcznika w blogowej formie).
  • Środy - zdjęcia modeli z różnych kompanii Warheim FS. Po pomalowaniu całej kompanii materiału starcza na miesiące, a czasem i lata.
  • Czwartki - warsztat. Obecnie waloryzacja ruin od Kromlech; każdy etap to osobny wpis, który spokojnie czeka w kolejce.
  • Piątki - recenzje, przygotowywane z wyprzedzeniem.
  • Soboty - wpisy okolicznościowe wokół Warheim FS.
  • Niedziele - prezentacja gotowych do malowania kompanii z listą użytych modeli.

Co z tego wynika?

To nie jest żadna sztuka ani wielka tajemnica. Czasem w jedno wolne popołudnie powstaje pięć wpisów. Czasem przez tydzień nie napiszę ani jednego zdania. Ale blog i tak żyje własnym rytmem, a regularność jest efektem planowania, nie mitycznej dyscypliny twórczej.

Więc jeśli ktoś pyta, jak to się robi, odpowiedź brzmi: planer, kubek kawy i odrobina cynizmu. No i świadomość, że to tylko hobby - a więc nie musi być perfekcyjne, musi być po prostu przyjemne.

Na dziś to tyle. A Wy... jaką macie wymówkę?

Lately I’ve been asked how I manage to keep a steady publishing pace on the blog. Here’s the disappointment: I don’t. There’s no way to truly keep up when writing isn’t your day job but - for better or worse - a hobby. It’s always a balance between obligations and the stolen moments you can wring out of reality.

The whole secret isn’t superhuman discipline - it’s planning. I write when I have a spare moment, not necessarily when something is due to be published. That’s why today I can show you a screenshot of the queue - 104 scheduled posts. And to be clear: that doesn’t mean I write every day or treat this like a full-time job. I’ve just worked out a structure that keeps content flowing and varied.

What does it look like in practice?

  • Mondays - a bit of ritual chaos:
    • every other week: a short audiobook review,
    • first Monday of the month: an essay/column,
    • third Monday of the month: a narrative Warheim FS warband write-up.
  • Tuesdays - Old World realm overviews (often handbook excerpts adapted to a blog format).
  • Wednesdays - photos of miniature from different Warheim FS warbands. Once a full warband is painted, that’s months - sometimes years - of steady material.
  • Thursdays - the workshop. Currently: detailing Kromlech ruins; each stage becomes a separate post waiting patiently in the queue.
  • Fridays - reviews prepared well in advance.
  • Saturdays - occasional posts, usually Warheim FS–related.
  • Sundays - showcasing ready-to-paint warbands, with a list of the kits used.

So what’s the takeaway?

There’s no magic trick here. Sometimes five posts come together in a single free afternoon. Sometimes I don’t write a word for a week. The blog keeps its own rhythm anyway - because regularity is the result of planning, not mythical creative discipline.

So if anyone asks how it’s done, the answer is: a planner, a cup of coffee, and a pinch of cynicism. And the awareness that it’s just a hobby - it doesn’t have to be perfect; it just has to be enjoyable.

That’s it for today. And you... what’s your excuse?


środa, 6 sierpnia 2025

Czy można grać w gry bitewne i nie zbankrutować?

Czy można grać w gry bitewne i nie zbankrutować?

W świecie gier bitewnych pieniądze mają magiczną właściwość – znikają. Tak, wiem, że próbujesz przekonać siebie (i swoją drugą połówkę), że te figurki to inwestycja. Przecież kiedyś będą warte fortunę! – mówisz, patrząc na stos niepomalowanych plastikowych żołnierzyków. Ale prawda jest taka, że twoje figurki są warte tyle, ile ktoś jest gotowy za nie zapłacić. A jeśli nikt nie chce ich kupić, to... no cóż, masz nową ozdobę półki.

Gdzie są moje pieniądze?  

Pamiętasz czasy, gdy myślałeś, że kupno jednego zestawu figurek to koniec wydatków? Słodka naiwność. Szybko odkrywasz, że jedna grupa stronników nie wystarczy – musisz mieć więcej. Potem dochodzi dowódca. Potem machina. A potem już leżysz w kartonie, bo twoja druga połówka wystawiła cię z domu, gdy kupiłeś kolejnego smoka.  

A to dopiero początek. Przecież same figurki to tylko fundament. Dochodzą:  

  • Farby – bo każda kompania potrzebuje swojego unikalnego koloru, a oczywiście nigdy nie masz akurat tego odcienia czerwieni.
  • Pędzle – co pół roku i tak wszystkie wyglądają jak miotły, więc kupujesz kolejne.
  • Podstawki, trawka, tufty, pigmenty – przecież nie postawisz modeli na gołym plastiku, to byłoby nieprofesjonalne.
  • Stoły i tereny – bo jak grać na kuchennym stole z kubkiem po kawie zamiast wieży?
  • Podręczniki i dodatki – bo oczywiście, że co roku wychodzi nowa edycja i twoja dotychczasowa kompania lub armia właśnie stała się bezużyteczna.  

Czy istnieją budżetowe gry bitewne?  

Oczywiście! Wystarczy:  

  • Kupić tylko jedną armię – hahaha, dobry żart.
  • Nie kupować nowości – powodzenia, kiedy wydawca wypuszcza nową frakcję, która wygląda jeszcze lepiej niż twoja obecna. 
  • Drukować proxy – to może uratuje twój portfel, ale niekoniecznie twoją reputację w środowisku.
  • Grać w systemy skirmishowe – mniej modeli, mniej farb, mniej wydatków… 
  • Zanim coś kupisz, policz, ile już wydałeś na hobby. Ale ostrzegam – to może być traumatyczne doświadczenie. 

Czy twoja druga połówka uwierzy, że to ostatni zakup?  

Nie.  To zdanie powtarzasz sobie (i swojej drugiej połówce) od miesięcy. To ostatni zakup – mówisz, pakując kolejny zestaw figurek do koszyka. Ale wiesz, że to nieprawda. Bo przecież za chwilę wyjdzie nowa edycja gry, nowa armia, nowe akcesoria... I znów będziesz musiał je mieć. Załóż sobie limit wydatków na hobby. Ale bądź realistą – ten limit prawdopodobnie i tak zostanie przekroczony.

Czy można grać w gry bitewne i nie zbankrutować?

Teoretycznie tak. Można planować budżet, polować na okazje, kupować używane modele i oprzeć się pokusie kolejnych nowości. Ale bądźmy szczerzy – to jak dieta. Można się oszukiwać, że tym razem będzie inaczej, ale koniec końców i tak skończysz z nową kompanią, którą kupiłeś tylko na próbę.  

A jak wygląda wasz budżet na hobby? Czy ktoś naprawdę kontroluje wydatki, czy wszyscy jedziemy na tym samym wózku bankructwa?

piątek, 1 sierpnia 2025

FKB 131 Cywile, mieszkańcy, NPCe - Podsumowanie

FKB 131 Cywile, mieszkańcy, NPCe - Podsumowanie

Kolejny emocjonujący miesiąc niekończącego się Karnawału dobiega końca, więc pora na podsumowanie wpisów zaprezentowanych przez jego uczestników.

Kolejność podyktowana chronologią wpisów pod postem-matką.

Na pierwszy ogień idzie Boston Steel Works.

https://blog.bostonsteelworkspolska.com/2025/07/tereny-vindaskip.html



Ten wpis to prawdziwa perełka dla miłośników modelarstwa i kreatywnego podejścia do figurek w skali 28 mm. Autor z humorem i pasją opisuje przeróbkę modelu drakkara od czeskiej firmy Smer, dostosowanego do własnych potrzeb hobbystycznych. Oto kilka rzeczy, które szczególnie się wyróżniają:

Kreatywność i pomysłowość

  • Zamiast używać modelu „jak jest”, autor usuwa ławki i tarcze, dorabia nowy pokład, żagiel, sztagi i szoty – to pokazuje zaangażowanie i dbałość o detale.
  • Dodanie nabrzeża z pomostem z patyczków, zakopanej łodzi i grzybów z masy plastycznej tworzy ciekawy, narracyjny klimat sceny.

Humor i dystans

  • Żart o Czechach produkujących statki, bo chcą dostępu do morza, dodaje lekkości i pokazuje, że autor nie traktuje hobby z przesadną powagą.
  • Sformułowanie „post jest zajebiście uniwersalny” w kontekście Figurkowego Karnawału Blogowego (FKB) to świetny przykład, jak wpisy mogą łączyć różne inicjatywy i społeczności.

Wizualna oprawa

  • Wpis zawiera wiele zdjęć z pleneru, co dodaje realizmu i pozwala lepiej docenić efekty pracy. Szkoda, że nie są bezpośrednio opisane, ale ich obecność wzmacnia przekaz.
Społeczność i inspiracja

  • Link do forum Strategie.net.pl oraz do aktualnej edycji FKB pokazuje, że autor aktywnie uczestniczy w społeczności modelarskiej i dzieli się inspiracjami.
Wpis jest świetnym przykładem, jak z pozornie prostego modelu można stworzyć coś unikalnego i klimatycznego. Łączy techniczne podejście z artystyczną wizją i humorem. Idealna lektura dla każdego, kto lubi figurki, dioramy i kreatywne przeróbki.

Kolejny pod lupę idzie Elmin i jego "no to sru".









Oba wpisy Elmina to świetne przykłady, jak można z pasją i humorem podejść do tematu figurkowych NPCów. Autor nie tylko prezentuje modele, ale też tworzy wokół nich narrację, która sprawia, że stają się czymś więcej niż tylko dodatkiem do gry.

Wieśniacy z Miodoborza

Co się wyróżnia:
  • Tematyczne podejście: Wieśniacy jako NPCe do Warheim FS, z podziałem na podstawki okrągłe i kwadratowe – praktyczne i przemyślane.

  • Narracja: Miodoborze, Rajmund Kostka – Sołtys i nekromanta amator? To brzmi jak gotowy scenariusz RPG!

  • Pomysł na motłoch: Magnetyczne podstawki do tworzenia tłumu – świetny pomysł na dynamiczne sceny bitewne.

  • Humor: „Każdy szermierz dupa, kiedy wrogów kupa” – złoto!

Niziołek Kucharz

Co się wyróżnia:
  • Model z charakterem: Niziołek kucharz z Złotej Kompanii, odpowiedzialny za wykarmienie Ogrów i Giganta – NPC z misją!

  • Świetne wykonanie: Detale, malowanie, podstaweczka imitująca kuchenną podłogę – wszystko dopracowane.

  • Zasady w Warheim FS: Model nie tylko wygląda, ale też ma mechaniczne zastosowanie jako „Najemny Tasak”.

  • Narracyjna wartość: Pomysł na piec chlebowy i kuchnię polową – aż chce się zobaczyć całą dioramę!

Elmin pokazuje, że NPCe to nie tylko tło – to pełnoprawni bohaterowie świata gry. Jego wpisy łączą:

  • pasję modelarską
  • poczucie humoru
  • świadomość mechaniki gry
  • kreatywny worldbuilding

To idealna inspiracja dla każdego, kto chce wzbogacić swoje potyczki o postacie z charakterem.


Następny karnawałowicz to Quidamcorvus i jego Recenzja modelu Black Orc Warlord – Urgzahk the Dethroner

DansE MacabrE: Figurkowy Karnawał Blogowy. Edycja #131: Cywile, mieszkańcy, NPCe.Recenzja: Black orc Warlord (Urgzahk the Dethroner) od Avatars of War.Review: Black orc Warlord (Urgzahk the Dethroner) from Avatars of War.



Ten wpis to świetny przykład, jak połączyć techniczne spojrzenie na figurkę z narracyjnym zacięciem i humorem. Quidamcorvus nie tylko opisuje model, ale też buduje wokół niego klimat, który sprawia, że Urgzahk staje się czymś więcej niż tylko żywiczną rzeźbą.

Co się wyróżnia:
  • Opis modelu: Siedzący na krasnoludzkim tronie ork to nietypowa poza, która od razu przyciąga uwagę. Autor trafnie zauważa dwuznaczność wyrazu twarzy – zamyślenie czy pustka? To zostawia pole do interpretacji i dodaje głębi.

  • Techniczne uwagi: Informacja o trudno dostępnych miejscach do malowania to cenna wskazówka dla hobbystów. Nie każdy recenzent o tym wspomina, a to może zaważyć na decyzji o zakupie.

  • Inspiracje: Nawiązanie do Conana Barbarzyńcy to strzał w dziesiątkę – tron, monumentalność, aura siły i samotności. Świetnie buduje klimat wokół postaci.

  • Humor i styl: „Skrobanie krasnoludzkich piór w Księdze Uraz” czy „największy ork w Łooomocie!” – to język, który sprawia, że wpis czyta się z przyjemnością. Jest lekki, ale pełen pasji.

  • Społecznościowy akcent: Pytanie na końcu o ulubionego herszta orków to dobry sposób na angażowanie czytelników i budowanie relacji w ramach blogosfery figurkowej.

Wpis jest krótki, ale treściwy. Łączy techniczne informacje z klimatycznym opisem i lekkim humorem. Idealny dla fanów orków, kolekcjonerów modeli i tych, którzy lubią, gdy figurka opowiada historię. Urgzahk to nie tylko herszt – to potencjalna legenda w świecie Łooomotu!

Zaraz po QC zjawia się Potsiat ze swoim „Ordo Sepulturum Outcast Kitbash”


https://gangsofmordheim.blogspot.com/2025/07/ordo-sepulturum-outcast-kitbash.html



Ten wpis to esencja kreatywnego kitbashingu w klimacie grimdark! Potsiat pokazuje, że nawet figurka, która nie przypadła mu do gustu jako całość (World Eaters Goremonger), może stać się bazą do czegoś znacznie ciekawszego – wystarczy odrobina wyobraźni i odwagi w cięciu plastiku.

Co się wyróżnia:

Kitbash z charakterem
  • Połączenie nóg i sprzętu Goremongera z korpusem Deadwalker Zombie i głową Delaque to świetny przykład, jak z różnych światów można stworzyć spójną, klimatyczną postać.

  • Efekt końcowy to snuj z mrocznej przyszłości – idealny NPC, wyrzutek, zwiadowca, może nawet herold zarazy?

Malowanie i styl
  • Figurkę pomalowano w stylu Ordo Sepulturum według schematu kolorystycznego Rokksville – to dodaje spójności i głębi.

  • Choć na razie widzimy ją tylko w podkładzie, już widać potencjał – tekstura, poza, klimat.

Narracja i kontekst
  • Wpis nie tylko pokazuje figurkę, ale też opowiada historię jej powstania – od rozczarowania figurką miesiąca po inspirację do Grimdark Challenge.

  • Zmiana planów względem Figurkowego Karnawału Blogowego pokazuje elastyczność twórczą i umiejętność reagowania na nowe pomysły.

Wpis Potsiata to świetny przykład, jak z pozornie niepasujących elementów można stworzyć figurkę z duszą. Kitbash nie tylko technicznie udany, ale też klimatyczny i narracyjnie osadzony. Idealny materiał na NPCa, bohatera pobocznego lub nawet centralną postać w kampanii grimdarkowej.

I w końcu ostatni uczestnik tej edycji czyli Koyoth we własnej kojociej osobie.


https://koyoth.blogspot.com/2025/07/figurkowy-karnawa-blogowy-ed-cxxxi.html




Wpis Koyotha to nostalgiczna podróż do czasów prostszych modeli, ale też dowód na to, że nawet figurki o skromnej jakości mogą zyskać drugie życie dzięki pasji i umiejętnościom malarskim.

Lipcowy temat „Cywile, mieszkańcy, NPCe” to świetna okazja do pokazania mniej oczywistych postaci – i Koyoth trafia w sedno, prezentując dwóch średniowiecznych chłopców od Mirlitona.

Na szczególną uwagę zasługują tu:

Szczerość i dystans
  • Autor nie owija w bawełnę: figurki nie są „piękne wedle dzisiejszych standardów”, ale „jako pionki do gry – dają radę”. To uczciwa ocena, która pokazuje, że nie trzeba mieć najnowszych modeli, by stworzyć coś klimatycznego.

Malarska rehabilitacja
  • Koyoth wyciąga z tych figurek maksimum – szczególnie jeśli chodzi o twarze, które „nadobnością nadmierną nie grzeszą”. To pokazuje, że dobry malarz potrafi tchnąć życie nawet w najbardziej toporne rzeźby.

Charakter postaci
  • Jeden chłopiec obszarpany, drugi z cebrzykami – to nie są anonimowe NPCe, ale postacie z potencjałem narracyjnym. Można sobie wyobrazić ich rolę w scenariuszu, kampanii, czy dioramie.

Wpis Koyotha to hołd dla prostych, ale klimatycznych modeli. Pokazuje, że nie trzeba mieć najnowszych zestawów, by stworzyć coś wartościowego. Liczy się pomysł, ręka malarza i odrobina wyobraźni. To także przypomnienie, że cywile w grach bitewnych mogą być równie ważni jak wojownicy – jako tło, cel misji, źródło konfliktu czy element narracji.

Oczywiście pojawił się też mój post w postaci małej gromadki wesołych mieszkańców Maniexheim.





No i to by było na tyle w tym miesiącu.

Edycja #131 pokazała, że cywile i NPCe to nie tylko tło – to postacie, które dodają głębi, realizmu i narracji do świata gry. Uczestnicy:

  • sięgnęli po różne style: od grimdarku po klasyczne fantasy,

  • pokazali kreatywność: kitbash, fluff, magnetyczne podstawki,

  • wnieśli humor i klimat: cytaty, opowieści, lokalne legendy.

To jedna z tych edycji, które przypominają, że figurki to nie tylko walka – to opowieść, świat, emocje.

Temat kolejnej edycji znajdziecie na Gangs of Mordheim.

poniedziałek, 7 lipca 2025

Jak zorganizować turniej i nie zwariować? Przewodnik dla przyszłych ofiar własnych ambicji.

Jak zorganizować turniej i nie zwariować? Przewodnik dla przyszłych ofiar własnych ambicji.

Organizacja turnieju gier bitewnych to przedsięwzięcie godne herosów, to jak próba pogodzenia ze sobą kilkudziesięciu osób, które mają jedną wspólną cechę: uwielbiają rywalizować i kłócić się o zasady. Wymaga siły, determinacji, a przede wszystkim odporności psychicznej na kontakt z graczami, którzy zawsze mają to jedno pytanie do regulaminu. Jeśli mimo to masz w sobie szaleńczą odwagę i chcesz podjąć się tego wyzwania – oto praktyczny poradnik, jak to zrobić i nie rzucić wszystkiego w diabły.

Wybór miejsca – gdzie pomieścić tłum bitewniakowych troglodytów?

Musisz znaleźć lokal, w którym zmieści się grupa dorosłych ludzi przerzucających plastikowe ludziki, krzyczących o kościach i kłócących się o pole widzenia. Opcje:

  • Sklep z bitewniakami – jeśli właściciel pozwoli, a stoły się zmieszczą, to świetny wybór.
  • Klub gier bitewnych/Dom kultury – idealne, jeśli masz dostęp do takiego miejsca, ale upewnij się, że nikt inny nie zaplanował tam akurat Wieczoru Scrabble dla Seniorów.
  • Szkoła /świetlica – tania opcja, ale jeśli rozlejesz farbę na parkiet, możesz nigdy nie dostać kolejnej szansy.
Pamiętaj, że miejsce musi mieć stoły, krzesła i przestrzeń na dramatyczne przewracanie oczami przez graczy.

Regulamin – spisz zasady zanim zacznie się anarchia

Zasady turnieju to podstawa. Muszą być jasne, przejrzyste i... no cóż, niemożliwe do zadowolenia wszystkich. Regulamin to fundament każdego turnieju, a także coś, czego i tak nikt nie przeczyta przed wydarzeniem. Kilka kluczowych zasad:

  • Określ format rozgrywek (punkty, scenariusze, liczba rund).
  • Ustal, czy wymagane są pomalowane figurki (i przygotuj się na długą dyskusję na ten temat).
  • Wprowadź zasady fair play, choć i tak znajdzie się ktoś, kto uzna je za zbyt restrykcyjne lub niesprawiedliwe.
  • Zadbaj o punktację – najlepiej taką, której nie da się łatwo zepsuć.
  • Złota rada: dopisz na końcu regulaminu Organizator ma zawsze rację. To nie uratuje cię przed dyskusjami, ale przynajmniej będziesz miał dobrą wymówkę.

Zadbaj o stoły: czyli jak stworzyć pole bitwy, a nie pole minowe

Stoły do gry to serce turnieju. Muszą być odpowiednio przygotowane – z terenem, który jest zarówno estetyczny, jak i funkcjonalny. Pamiętaj, że gracze będą spędzać przy nich godziny, więc zadbaj, by nie musieli walczyć z dziwnymi przeszkodami czy niestabilnymi wzgórzami.

  • Jeśli nie masz własnego terenu, poproś graczy o pomoc. Ale uważaj – niektórzy mogą przynieść coś, co wygląda jak zbiór przypadkowych przedmiotów z piwnicy.

Zapisy i promocja – jak znaleźć chętnych?

Gracze zazwyczaj dzielą się na tych, którzy zapisują się od razu, i tych, którzy czekają do ostatniego dnia, żeby potem zapytać: A jest jeszcze miejsce?.

  • Media społecznościowe – wrzuć wydarzenie na Facebooka, Discorda, bloga i wszędzie, gdzie zbierają się fani danej gry.
  • Plakaty w lokalnych sklepach – dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że chcą grać w twoim turnieju.
  • Osobiste przekonywanie – czyli męczenie znajomych, aż w końcu się zapiszą.
  • Najważniejsze: jeśli nie masz minimalnej liczby graczy, nie bój się zmienić formatu lub odwołać wydarzenia – lepiej zrobić to wcześniej, niż organizować turniej dla dwóch osób.

Dzień turnieju – jak przeżyć i nie eksplodować?

  • Rano: Przyjdź wcześniej. Serio. Kiedy graczom wydaje się, że przychodzą na luzie, ty już od godziny biegasz w panice, podłączasz komputer z sędziówką, sprawdzasz stoły i modlisz się, żeby wszystko działało.
    Nawet najlepiej zorganizowany turniej może spotkać się z nieprzewidzianymi sytuacjami – od spóźnionych graczy po awarie sprzętu. Bądź gotowy na improwizację i pamiętaj, że najważniejsze to zachować spokój.
    Miej pod ręką zestaw naprawczy (klej cyjanoakrylowy, zapasowe kostki, kawa) i poczucie humoru.
  • Podczas gier:
    • Sędziowanie – bądź gotów na pytania w stylu Ale czy na pewno to tak działa? i Czy mogę rzucić jeszcze raz, bo się zagapiłem?.
    • Obsługa maruderów – zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał zastrzeżenia. Nie panikuj, zachowaj spokój i jeśli trzeba, odeślij go do regulaminu, który – przypominam – nikt nie czytał.
    • Czas na potyczkę – trzymaj się harmonogramu! Jeśli pozwolisz na przedłużanie rozgrywek, turniej skończy się w okolicach północy.
    • Turniej to nie tylko rywalizacja, ale też okazja do spotkania się z innymi pasjonatami. Zadbaj o przyjazną atmosferę – przekąski czy nawet konkurs na najlepszą armię.
    • Nie zapomnij o przerwach – gracze potrzebują czasu na odpoczynek, jedzenie i... no właśnie, narzekanie na zasady.
  • Po wszystkim:
    • Wręcz nagrody. Trofea to coś, co przyciąga graczy jak magnes. Mogą to być puchary, figurki, farby, a nawet symboliczne dyplomy. Ważne, by były atrakcyjne, ale nie musisz wydawać fortuny. W końcu chodzi o dobrą zabawę, a nie o złote medale.
    • Podziękuj uczestnikom – nawet tym, którzy marudzili.
    • Zrób podsumowanie – pochwal się zdjęciami i wynikami w Internecie.

Po turnieju – przetrwałeś, ale czy warto było?

Po wszystkim możesz odetchnąć, wypić kawę (lub coś mocniejszego) i zastanowić się, czy zrobisz to ponownie. W zależności od twojego doświadczenia odpowiedź będzie brzmiała:

To było super, organizuję kolejny! lub Nigdy więcej lub Jeśli znajdę kogoś, kto zrobi za mnie 80% roboty, to może…

Organizacja turnieju to zadanie dla ludzi o stalowych nerwach i sercu z gromrilu. Ale to też niesamowita satysfakcja, jeśli wszystko pójdzie dobrze (lub przynajmniej nie tragicznie). Jeśli podejdziesz do tego z dystansem i nie pozwolisz, by drobne problemy wyprowadziły cię z równowagi, masz szansę stworzyć wydarzenie, o którym ludzie będą mówić latami. A przynajmniej do następnego turnieju.

A wy? Organizowaliście kiedyś turniej? Jakie były wasze największe wyzwania? A może braliście udział w turnieju który zapamiętacie z nieprzyjemnych powodów?