Witam pięknie w czymś zupełnie
nowym! No dobrze, spokojnie, powoli – Fireant z
tej
strony, kłaniam się, część z was zna mój blog i działalność, część kojarzy
tylko z tego, że kontaktowali się ze mną, by dołączyć do agregatora blogów
jakim są Wrota, część pewnie w ogóle nie wie, kimże jest Ognista Mrówka,
dlatego przedstawiam się słowem tego wstępu. Widzicie, naszła mnie pewna myśl,
myśl gorąca, paląca i powiem szczerze, głównie wynikających z warsztatów
biznesowych, na których to przemaglowałem ostatnie pięć dni i które nauczyły
mnie wielu rzeczy oraz dały mi pewien pogląd na coś, czego jestem świadom, co
sam realizuje a co jednak stanowi problem w skali właśnie tego naszego miniaturowego
ryneczku informacyjnego – naszej sieci bloggerskiej.
Pierwsze primo, to niejaki atak
wstydu z mojej strony. Od ładnych kilku jak nie nastu miesięcy całą stroną i
cotygodniowe wpisy tworzy, kontroluje i sprawdza niezmordowany i niestrudzony
Quidamcorvus, który jako prawdziwy
tytan pracy nie ustępuje w walce z kilkoma projektami na raz, prowadząc dobrego
jakościowo bloga, tworząc i walcząc ze swoim autorskim systemem
Warheim
a teraz przy okazji tydzień w tydzień dostarczając nam śliczną kompilację
nowości z aktywności naszych bloggerów. I aż wstyd mnie ukuł, że niejako ‘ojciec
założyciel’ tej idei spokojnie spoczywa na laurach, spija śmietankę i cieszy
michę, że agregat jest i jakoś działa. A przecież co za problem, bym mógł choć
raz w miesiącu starać się wam, drodzy bloggerzy, pomóc? Pomóc w sposób właśnie
stricte warsztatowy, czyli pokazać wam jak zadziałać, by ruch na waszym blogu
przyrastał, by pojawiały się komentarze, byście czuli, że z miesiąca na miesiąc
rzeczywiście przybywa wam tych czytelników! W okolicach 20 dnia każdego miesiąca
będę publikował krótki tekst a poradą i informacją, jak /lepiej/ aktywizować
nasz blog. Do dzieła zatem!
Magia linków, czyli dlaczego nikt w nas nie klika?
Gdybym się was, drodzy czytelnicy,
zapytał, jaki jest cel powstania Wrót, do czego w ogóle służą takie agregaty,
to co byście odpowiedzieli? Do wzmożenia ruchu? Do znalezienia potencjalnych
odbiorców? Oczywiście tak… Ale na jakieś to działa zasadzie? Agregaty nie
tworzą tak naprawdę treści – nawet ów cotygodniowe podsumowania nie są treścią
per se, są zbiorem odnośników do aktualnych treści. Prawdę powiedziawszy cała
ta strona to nic innego jak ogromny zbiór odnośników! Czy jednak zdajecie sobie
sprawę z tego, jak potężną moc mają takie stosy linków? Dam wam prosty obraz.
Wejdźcie proszę teraz w wyszukiwarkę Google i
wpiszcie
po prostu słowo ‘Wrota’ – i jaki efekt? Tak jest, Wrota są na zabójczo
dobrym, ósmym miejscu – są na pierwszej stronie w wyszukanych odnośnikach i
wyprzedziły nawet wpis na Wikipedii czy… Cały portal Wrota Lubelszczyzny czy
Mazowsza!
Dlaczego tak jest? Skąd tak młody i w sumie niezwykle niszowy
serwis mógł uzyskać taką pozycję? To proste. Dzięki odnośnikom! W normalnych
warunkach takie leady, takie linki odsyłające bezpośrednio do strony głównej,
która sama zawiera cały stos linków to dla silnika wyszukiwarki jest jak złoto –
dzięki temu, że ponad 80 blogów posiada link bezpośredni do serwisu, że na
forach są liczne wpisy z tym linkiem tak naprawdę maszyny crawlingowe traktują
po prostu wrota.org jako, co zabawne, poważnego zawodnika jeżeli chodzi o
generowanie odnośnika do słów ‘wrota’ czy bardziej naturalnie ‘blogi bitewne’,
w których to Wrota zajmują pierwsze miejsce. Jest to kolosalny sukces, że
jeżeli ktoś wpisze w wyszukiwarkę hasło ‘blogi bitewne’ czy jego warianty, to
strona ląduje w topowej piątce. Brzmi nieco jak przechwałki, i pewnie, jestem
dumny, ale powyższy przykład ma dać do zrozumienia tego, że linkowanie w treści
do absolutny klucz do zwiększenia oglądalności.
11,66% - tyle w skali miesiąca odwiedzin na moim blogu generują mi
odnośniki z Wrót. Ktoś może powiedzieć, że mało. Jeżeli jednak dla kogoś
niemalże 12% całego ruchu na serwisie to mało, to chyba pochodzimy z innej
bajki, bo w pojęciu biznesowym utrata już trzech procent klientów (*a z punktu widzenia bloga tematycznego i hobbystycznego,
czytelnicy to właśnie klienci*) to już jest katastrofa, która
zmusiłaby do przemyśleń, co należy zmienić, by to wyratować. Wszystkie te
kliknięcia biorą się albo z odnośników w podsumowaniach, albo z tego, że jako
aktywny twórca treści staram się, by blog nigdy nie wyszedł poza top 10 wyświetlanych
linków w panelu aktywności bloggerskiej sieci.
Jak sami możecie zauważyć, już
sam ten tekst, choć przecież nie jest konglomeratem linków, ma ich kilka… I w
praktyce to jest cała esencja dzisiejszego tekstu! Linkujcie, moi mili.
Linkujcie gdzie popadnie i jak to tylko możliwe. Podajecie nazwę produktu?
Dajcie do niego link! Mówicie o tym, że ktoś już napisał podobny tekst? Dajcie
link. Że wasz tekst wynika z innego? Dawać odnośnik. Że wasz tekst wchodzi w
dyskusję z innym? Zalinkować. Ktoś może zapytać – No fajnie, linkuję jak szalony, ale co to mi tak naprawdę daje? Przecież generuję ruch dla kogoś innego, a
nie dla siebie! – To prawda. Po części… Po pierwsze, nic w naturze nie
ginie i nic nie dzieje się za darmo, więc jak zalinkujecie do produktów GW czy
Privateer Pressa szanse na to, że oddadzą linka są żadne… Ale już zalinkowanie
do bloga kogoś innego ma szansę bycia zauważonym! Większość dzisiejszych
narzędzi do analizy ruchu webowego oferuje banalnie prosty podgląd na
backtracking, czyli możliwość śledzenia, skąd ludzie do nasz przychodzą. Osobiście
sprawdzam to regularnie, i praktycznie zawsze klikam w odpowiedni, wizytując
strony, blogi i fora, z których napływa do mnie ruch – jeżeli jest to forum, na
którym mnie nie ma, przeważnie się rejestruje. Jeżeli jest to blog, to go
zapamiętuję, i staram się w ramach możliwości zrewanżować się leadem zwrotnym.
Po prostu – dajcie innym o sobie pisać. A by inni byli tym
zainteresowani, sami piszcie o innych. Nie chodzi tutaj o sztuczne pompowanie
linków, bo takie manewry tylko odrzucają, tworzą złą atmosferę i negatywnie
nastrajają czytelnika. Nie chodzi też o zalewanie odbiorcy stosem odnośników,
lecz, w miarę możliwości, odsyłanie do treści, która czytelnika również może
zainteresować. Nie jest łatwym ani szybkim zadaniem znalezienie wartościowej
treści, ale od czegoś trzeba zacząć. Gwarantuję wam, że jeżeli zaczniecie
tworzyć interakcję z innymi bloggerami, to nawet bez ewidentnego szturchania
ich i prośbę o współpracę poprzez e-mail prędzej czy później doczekacie się
rewanżu!
Naturalnie pozyskiwanie linków
jest to praca, którą w pewnej mierze możemy czynić całkowicie samodzielnie! Ot,
chociażby Wrota, będąc niejako moim dzieckiem nie powoduje u mnie skrępowania,
że w pierwszym akapicie tego tekstu znajduje się link do mojego głównego bloga,
prawda? Ale nawet takie agresywne zagrania czy linki wtórne nie są tak
skuteczne, jak generowanie treści… w postach na forach i w komentarzach! Tak
jest, nasze hobby oferuje w kraju co najmniej kilka dużych internetowych for,
więc aż żal by nie skorzystać, prawda? Nie musimy być nawet za bardzo aktywni,
choć oczywiście im większa aktywność i ‘wyrobiona marka’ na danym forum, tym
lepszą konwersję mamy z oferowanych na ów forum linków. Widzicie, nawet jak się
nie udzielacie, to administracja raczej nie zrobi nikomu problemów o to, że w
temacie ‘Wolnych pogaduszek’ (*który przeważnie
znajduje się na każdym forum!*) zamieścicie swój temacik, w którym
będziecie linkować do swoich postów na blogu. Osobiście obsługuję w ten sposób
cztery duże fora tworząc miesięczne raporty, które podwajają lub nawet
potrajają mi na tydzień od ich publikacji cały ruch na stronie.
Podobnie napisanie komentarza.
Każdy się cieszy, kiedy do swoich wypocin ujrzy komentarz, który jest niejako
żywym dowodem na to, że ktoś się z naszym tekstem zapoznał… Ktoś może powiedzieć,
że komentowanie wszystkiego to jednak wymaga czasu, że nie każdy tekst na tyle
nas pobudzi, by przycisnąć do komentarza – i dobrze, bo nie musi! Ale
pamiętajcie, że zostawienie komentarza to i dobro dodane właśnie dla was,
autorów tychże komentarzy – bo nawet jak nie umieścicie w ów komentarzu
oczywistego linka do waszej treści, do przecież każdy może kliknąć w wasz
awatar i znaleźć waszą stronę! A jeżeli treść waszego komentarza będzie
wartościowa… To szanse są duże, prawda? Dodatkowo, nie bójcie się linkować do
własnych tekstów w komentarzach, jeżeli tematycznie pokrywają się z treścią,
którą komentujecie – autor raczej na pewno się nie obrazi, a wam z pewnością
dodatkowe kliknięcia i być może pozyskanie nowego czytelnika, cóż, nie
zaszkodzi!
I to tak naprawdę wszystko w części pierwszej, w której oferuję wam
bardzo proste, ba, oczywiste rady jak wykorzystać jedno z najstarszych
internetowych narzędzi, czyli linki, tak, by te działały słusznie, poprawnie i
rzeczywiście przyczyniały się do generowania ruchu, który jak podejrzewam, jest
miły nam wszystkim. W następnych odcinku skupimy się na optymalizacji
wewnętrznej, czyli jak nie zgubić własnych treści i jak wykorzystywać te
zasoby, które już dawno odłożyliśmy na bok.