Witam cieplutko na łamach roku 2014! Tak, tak, wiem. Okolice
dwudziestego grudnia tak jakby minęły mniej więcej trzy tygodnie temu, ale jak
już się uroczo tłumaczyłem na forach, na blogu i w konfesjonale, nie
jestem w stanie jeszcze na tyle dobrze zarządzać
swoim czasem, by móc pisać tak dużo i często jak to było w złotym okresie
rozkwitu przypadającego na moją bytność na domowych pieleszach, nawet w
godzinach pracy! Przynajmniej do
momentu, w którym to w me ręce wpadł nareszcie roboczy tablet, który powoduje,
iż te 4 godziny spędzone w ciągu dnia na podróżowaniu transportem masowym
przestaną być bezproduktywne, a poniższy wpis jest tego dowodem, bo powstał
właśnie podczas trzęsawki jaką jest podróżowanie rodzimą autostradą. Jak się
okazuje, tempa nie mam najgorszego, a brak jakichkolwiek ‘rozpraszaczy’ na
pokładzie autobusu tylko poprawia wydajność… Teraz tylko kwestia zweryfikować
tę praktykę i zobaczyć, na ile pisanie w czasie dojazdu do pracy pomoże
utrzymać bloga w stanie regularnej aktywności.
O co chodziło mi z tym dwudziestym grudnia? Ano dnia 20
listopada na łamach Wrót opublikowałem pierwszy tekst poświęcony technikom i
narzędziom dzięki którym można poprawić sobie oglądalność bloga – pierwszy odcinek poświęcony był linkowaniu i potędze tego prostego, sprawdzonego i starożytnego,
licząc w latach internetowych, konceptu. Kolejne miały wychodzić w okolicach
dwudziestego dnia każdego miesiąca, i niestety Grudzień się nie doczekał… Ale
nadrabiamy te straty, i dziś chciałbym jednak poruszyć kolejny temat, który
jest w sumie łatwy w implementacji i obsłudze – Recykling Treści.
Szanujmy własne posty!
Kiedy mówimy o recyklingu treści nie chodzi nam wcale o to, by
kopiować i bezecnie wklejać do nowych postów materiałów popełnionych gdzieś tam
w przeszłości, bo choć może kusić zwyczajny repost czegoś stworzonego rok czy
dwa lata temu, to nie dość, że ani to nie wygląda profesjonalnie, to na dodatek
nie jest to tworzenie nowego kontentu, świeżej jakościowo treści, która w
świecie dzisiejszych wyszukiwarek i systemów klasyfikowania materiałów w sieci
w formie automatu (*urocze boty typu
crawler!*) jest niejako złotem najczystszej próby! Poprzednik razem pisałem
o tym, jak ważne jest częste i trafne linkowanie - metoda ta nadal jest ważna i
funkcjonalna, ale jednak czasy się zmieniają i dziś ważniejsza jest unikalna
treść i jej obfitość... Co w naszym przypadku, Panie i Panowie, oznacza nic
innego jak właśnie dobre wpisy na blogu, oby jak najczęściej!
Nie, jeżeli piszę o recyklingu, to chodzi mi raczej o to, by nie
traktować swoich tekstów niczym ruskich kosmonautów, których co prawda posyłamy
z pompą w kosmos, ale to, czy zobaczymy ich ponownie już nikogo nie obchodzi (*no, może poza rodzinami!*). Jednym z
głównych grzechów prowadzenia bloga - szczególnie, kiedy blog jest aktywny i ma
już ten rok jak nie więcej na swoim koncie - jest traktowanie starszych wpisów
jak nieistniejących. Bo powiedzcie mi proszę... Kto i jak często odwiedza wasze
wpisy powiedzmy opublikowane pół roku temu? Praktycznie każdy poważniejszy
system blogerski ma odpowiednie narzędzia do sprawdzenia takich danych na swoim
dashboardzie, więc rzućcie proszę okiem. I założę się, ba, diamenty kontra
orzechy, że w ostatnim tygodniu tylko wasze ostatnie posty zgarniają procentowo
ogrom oglądalności, kiedy starsze wpisy mają jakieś pojedyncze stuknięcia,
najpewniej dzięki pojawieniu się tekstu na łamach wyszukiwarki, kiedy ktoś użył
sformułowania żywcem wyjętego z tekstu albo akurat szukał dokładnie tego, o
czym ów post był. Prawda?
Jeżeli wasza odpowiedź brzmi nie, to gratulacje, bo na pewno
znajdujecie się w mniejszości i oznacza
to, że pewnikiem już stosujecie pewne formy i narzędzia służące do dania
starszym wpisom "szansy na drugą młodość". Jeżeli jednak nie, to
najpewniej oznacza, że ogrom waszych tekstów jest niejako towarem jednorazowego
użytku – o ile ma to sens w przypadku wpisów traktujących o nowinkach czy
ploteczkach, czyli o rzeczach, które się zwyczajnie przedawniają, to już dla
przykładu poradniki modelarskie, recenzje modeli, książek, systemów, felietony –
nie mają daty ważności. A tylko od was zależy, czy pozwolicie waszym
użytkownikom, waszym potencjalnym czytelnikom na dotarcie do materiałów, które
najpewniej leżą gdzieś odłogiem w mrocznych zakątkach archiwum bloga.
101 Nekromancji: Wykop Denata
Tak. Tytuł, wbrew pozorom i pod próbą marnego żartu powiązanego
z tematem, jest całkiem prawdziwy. Kluczem do sukcesu w tym przedsięwzięciu
jest zwyczajne odkurzenie krypty i wyciągnięcie dawno wysuszone teksty na
gablotę pokazową. Musisz dać widowni szansę na to, by nie oglądali tylko
pachnących świeżością, jeszcze ciepłych i różowiutkich materiałów, ale też
mieli możność podziwiać te, które kruszeją już pod wpływem czasu. Głównie
dlatego, że w wielu przypadkach pogląd ten jest relatywny, i choć dla Ciebie
dany post może być starożytny, dla nowego czytelnika zawarte w nim treści mogą
się okazać równie atrakcyjne, jak te opublikowane wczoraj, dla przykładu. Po
prostu znajdź metodę, która tego dokona, bo choć frazy w wyszukiwarkach z
pewnością sprowadzą na wasze pielesza jakieś zbłąkane dusze, to jednak chyba
bardziej zależy wam na czytelniku, który aktualnie pragnie poznać waszą treść,
a nie trafił na wasz artykuł dzięki przypadkowi, bo wyszukiwał akurat zwrotu,
którego użyliście podczas pisania danego artykułu.
Zaczniemy od rzeczy najprostszych, czyli od Serii Wewnętrznych i radości do tagów. Przykłady? Ten tekst jest
przykładem Serii Wewnętrznej, choć nie do końca rozwiniętej – jak sami się
domyślicie, seria to po prostu zbiór tekstów mających jeden cel, traktujących o
pewnym wąskim temacie czy po prostu zbierającym pewną formę w jedno miejsce. Ktoś z was może wzruszyć ramionami i wydać z
siebie dźwięk, który wyraźnie sugeruje, że odkryciem Ameryki by tego nie
nazwał. Pewnie, jak powiedziałem, to podstawa, ale na porządnym otagowaniu treści, nadaniu jej
zunifikowanego wzorca czy tytułu nie powinno się skończyć – owszem, to wszystko
pomaga a wyszukiwanie po tagu to w sumie norma na dzisiejsze standardy i to
norma dobrze się sprawdzająca, o ile tagi są dobrze skonstruowane i poukładane
tak, by rzeczywiście przez nie można było dojść do odpowiedniej treści. Problem
polega na tym, że tag na łamach bloga to przeważnie jedno, malutkie słówko czy
fraza próbująca przebić się przez cały stos innych tagów gdzieś tam na ich
liście czy w chmurce (*która to
przeważnie faworyzuje popularne tagi!*), co w sumie niby otwiera nowe
okienko na dokopanie się do starszych tekstów, ale jest ono jednak małe i
wąskie.
Słowem, trzeba pójść o krok dalej – oto przykład!
Proste, prawda? Na własnym blogu wybrałem najważniejsze czy też
najpopularniejsze kategorie tekstów i postanowiłem dać im odpowiednie
naświetlenie, tworząc im odpowiednie podstrony stanowiące pełne listy danych
tekstów powstałych na łamach serii – jeżeli więc ktoś poszukuje recenzji
startera do Infinity, sprawdzić jakie to modele zrecenzowałem czy też materiały
modelarskie, ma ów potencjalny czytelnik wszystko pod ręką, w wygodnej, w miarę
przejrzystej formie, a co najważniejsze – mocno uwidocznione na łamach strony.
W ten sposób tworzę skrót, autostradę do tekstów, które powstały wieki temu i
spokojnie leżakują, nabierając charakteru niczym dobre wino! Naturalnie metoda
ta sprawdza się dobrze, i generuje stały, regularny ruch na tychże tekstach.
Drugim niezwykle użytecznym narzędziem jest już skrypt, który ma
na celu oferowanie odpowiednich linków do zawartości bloga czytelnikowi, który
właśnie zapoznał się z aktualniejszym wpisem. Osobiście używam systemu Linkwithin, który nie
tylko sprawdza się dość dobrze, jest bardzo elastyczny w kwestii kodowania i
wynikającej z tego kustomizacji… I na dodatek jest raczej popularny, bo grom
blogów z niego korzysta! Nie oznacza to oczywiście, że sami powinniśmy używać
właśnie tego skryptu – w sieci znajdziecie całe stosy różnych rozwiązań i
najlepiej poszukać takich, które są znane i lubiane przez użytkowników systemu
blogerskiego, którego używacie, czy to będzie WordPress, Blogger, Tumblr czy
coś innego. Systemy te przeważnie opierają się na tej samej zasadzie i tak
naprawdę różnią się właśnie optymalizacją i mnogością opcji, bo wszystkie
bazują na łączeniu materiałów na blogu poprzez proponowanie tekstów opatrzonych
tymi samymi tagami. Tutaj tak naprawdę pojawia się temat, na który odpowiedni
wykładowcy mogliby poświęcić kilka godzin, bo kwestia odpowiedniej równowagi w
tagowaniu niejednemu już spędziła sen z powiek, szczególnie jeżeli tagi mają
stanowić źródło informacji dla dodatkowych skryptów porównujących czy
wyszukiwarek... Za mało tagów, choć oferuje przejrzystość i łatwiejszą w nich
orientacje, niestety powoduje, że skrypt często gęsto linkować będzie do
tekstów niekoniecznie powiązanych z aktualnym wpisem! Za dużo tagów, choć oczywiście
wyostrzy proces podpowiadania odpowiednich materiałów, powoduje też znaczne
zwężenie zakresu wyszukiwania, i jeżeli mamy wpisy potraktowane tagiem, który
był użyty tylko raz, to może w ogóle
nigdy się nie pojawić w oferowanych przez powyższy skrypt linkach! Jest to
kwestia zachowania pewnej równowagi, starania się, by tagi były jak najbardziej
klarowne i rzeczywiście powiązane z materiałem, do którego są dołączone.
I w końcu trzeci sposób, to manualna obsługa starowinek,
najczęściej dzięki Postom Podsumowującym
czy też mediom społecznościowym!
Posty podsumowujące to chyba nazwa, która mówi sama za siebie, prawda?
Najpewniej widzieliście już coś takiego na blogach… I nie mówię wcale o
Wrotach, na których to 99% procent treści to właśnie posty tego typu, co jest
słuszne i naturalne dla agregatora. Nie oznacza to jednak, że sami w zakresie
naszego własnego serwisu nie mogli przypominać sobie starszych wpisów czy
treści, prawda? Oczywiście tutaj pojawia się kwestia własnego rozeznanie, jak
często możemy sobie na taki manewr pozwolić. Jeżeli publikujecie jeden czy dwa
wpisy w skali miesiąca, to podsumowanie działalności bloga w skali miesięcznej
będzie wyglądać nieco abstrakcyjnie! Ale jeżeli ów wpisów macie już kilka czy
nawet kilkanaście, to jest to opcja godna rozważenia – ot,
działająca na takiej zasadzie. Choć może się komuś wydawać, że jest
to tani manewr, to uwierzcie mi, nikt nie będzie wam miał tego za złe, ponieważ
bardzo rzadko zdarza się tak, by nawet wasz stały czytelnik poznał wszystkie
wpisy, jakie w pewnym odstępie czasu wrzucacie na łamach swojego bloga. A takie
przypomnienie nie tylko daje im szansę chociażby do rzucenia okiem, czy niczego
czasem nie przeoczyli, ale też oferuje świetne ‘interaktywne menu’ dla każdego,
kto odwiedza waszą stronę po raz pierwszy czy nawet regularnie, acz w długich
odstępach czasowych. Dni, w których publikuję podsumowania miesięczne to dni najwyższej
dziennej oglądalności.
Ostatnim oferowanym rozwiązaniem są oczywiście serwisy
społecznościowe, czy to Facebook czy Twitter… A nawet odpowiednie fora!
Wspominałem o tym podczas wykładu na temat linkowania, że pomysł z podrzucaniem
linków do bloga na popularnych forach tematycznych to słuszna koncepcja. I choć
nie ośmieliłbym się wrzucić sucharów do dyskusji na forum (*chyba że ów sucharek doskonale się w tematykę wpasowuje; Przykład?
Ktoś pyta o farby P3. W odpowiedzi, podsyłam link do mojej starutkiej acz
ciągle aktualnej recenzji.*), to już od czego mamy fanpage na Facebooku czy
Twittera? Tutaj możemy bezkarnie od czasu do czasu zarzucić linkiem do
starszego wpisu, bezkarnie i licząc na owoc w postaci dodatkowych odwiedzin
osób, które mogą się danym tematem zainteresować. Bo tutaj działa zasada, że
nigdy nie wiesz, kto dany tekst już widział, a kto nie, prawda?
Wszystkie te metody
stanowią niejako Świętą Trójcę recyklingu tekstów i dzięki stosowaniu
powyższych narzędzi z pewnością sami się przekonacie, że liczba wyświetleń
waszych starszych wpisów będzie regularnie wzrastać, a nie stać w miejscu przez
tygodnie a potem miesiące, gubiąc się pod warstwą cyfrowego kurzu. Naturalnie
nie poczuwajcie się w żaden sposób do implementowania wszystkich tych sposobów
czy nawet jednego! Są to tylko narzędzia i sami musicie zdecydować, które z
nich wam odpowiada i czy w ogóle uważacie, że warto próbować skierować strumień
czytelników do treści, które popełniliście jakiś czas temu, a które mogą ich
zainteresować – osobiście jestem gorącego przekonania, że owszem, jak
najbardziej warto. Bo skoro na blogu mam już te 200+ artykułów, to szkoda by
było, by 190 z nich nie było już czytanych i żeby nikt nie miał z nich pożytku…
A w następnym odcinku popiszemy o aktywności, regularności i temacie, czyli o
tym, co stanowi Główne Danie bloga! Do siego.
Jeśli mógłbym coś dodać - akurat nie polecam LinkWithin. Używałem go blisko 3 lata, po skasowaniu przypadkowym bloga, odtwarzajac go, zajalem sie także silnikiem bloga, czego użytkownik raczej nie widzi. Okazało się, że Linkwithin to pasożyt. Mówiąc w skrócie, pokazuje link z bloga ALE kiedy sie na niego klika, przekierowuje ruch przez swoja strone, co dla SEO nie jest dobre. Uzywam Nrelate ktory nie ma takiego ficzera;) Mowiac krotko, kiedy widzisz w statsach odwiedziny z widget.linkwithin, to poza klikiem nie masz z tego zadnej dlugotrwalej korzysci.
OdpowiedzUsuńMyślę zreszta, ze na temat korzysci i braku korzysci plynacych z SEO wiesz wiecej ode mnie, wiec tekst ponizszy bedzie dla Ciebie jasniejszy i moze to jakos przystepniej wytlumaczysz laikom.
Wiecej na temat nieuzywania Linkwithin
http://www.geekinheels.com/2012/02/02/bloggy-thursdays-why-i-stopped-using-linkwithin-and-switched-to-nrelate.html