FKB CXXXII: Podsumowanie
![]() |
J. Tissot „Trąby jerychońskie”, źródło: The Jewish Museum |
![]() |
J. Tissot „Trąby jerychońskie”, źródło: The Jewish Museum |
W świecie gier bitewnych istnieją dwa obozy: ci, którzy wolą szybkie potyczki w gry skirmishowe, i ci, którzy kochają wielkie bitwy, trwające cały dzień (lub dłużej). Każdy z tych formatów ma swoje zalety i wady, a wybór między nimi to jak wybór między szybkim sprintem a maratonem. Oba są wyczerpujące, ale w zupełnie inny sposób.
Dziś przyjrzymy się tej odwiecznej walce o optymalny format gry. Oba podejścia mają swoje plusy i minusy, a wybór między nimi to jak wybór między kawą a herbatą – cokolwiek wybierzesz, i tak ktoś będzie próbował cię przekonać, że się mylisz. Bo przecież, drogi czytelniku, każdy z nas ma swoje preferencje. A jeśli nie masz, to pewnie po przeczytaniu tego felietonu je wyrobisz.
Skirmish: szybko, sprawnie, bez zbędnego zamieszania
Skirmishowe gry to bitewniakowy fast food – szybkie, intensywne, satysfakcjonujące… i zaskakująco drogie, jeśli nie wiesz, kiedy przestać.
Wielkie bitwy: cały dzień na polu chwały
Jeśli skirmish to fast food, to wielkie bitwy to kilkudaniowa uczta, po której czujesz satysfakcję, ale też lekkie zmęczenie i wyrzuty sumienia Czy ja naprawdę poświęciłem na to całą sobotę?.
Który format wybrać?
Odpowiedź brzmi: to zależy. Jeśli masz mało czasu i pieniędzy oraz rodzinę, wybierz skirmish. Jeśli chcesz poczuć epickość i masz ochotę na całodniową rozgrywkę, wybierz wielką bitwę.
Ale pamiętaj, że nie musisz się ograniczać do jednego formatu. Możesz grać w oba – w zależności od nastroju, czasu i... no właśnie, stanu konta bankowego.
Podsumowanie
Szanowne państwo-drańśtwo, pamiętajcie – nie ma jednego idealnego formatu gry. Każdy ma swoje zalety i wady. Ważne, by wybrać taki, który sprawia wam najwięcej radości.
A teraz pytanie do was: który format preferujecie? Szybkie potyczki czy wielkie bitwy? A może macie swoje własne sposoby na rozgrywki? Podzielcie się swoimi doświadczeniami – może razem znajdziemy sposób, by pogodzić oba formaty.
I pamiętajcie: niezależnie od tego, czy wybierzecie skirmish, czy wielką bitwę, najważniejsze to dobrze się bawić. Chyba że... no właśnie, kostki znów się zbuntują.
Ostatnio dostałem kilka pytań o to, jak udaje mi się utrzymywać stałe tempo publikacji na blogu. I muszę Was rozczarować - nie udaje się. Nie ma na to szans, kiedy pisanie nie jest pracą etatową, tylko - albo aż - hobby. To zawsze balansowanie między obowiązkami a chwilami, które można ukraść rzeczywistości. Cała tajemnica polega więc nie na nadludzkiej regularności, tylko na planowaniu. Piszę wtedy, kiedy mam wolną chwilę, a niekoniecznie wtedy, kiedy akurat trzeba coś opublikować. Dzięki temu dziś mogę pokazać Wam zrzut z kolejki - 104 zaplanowane posty. I od razu dodam: to nie znaczy, że piszę codziennie, ani że siedzę w tym jak w pracy. Po prostu wypracowałem sobie podział, który sprawia, że treści powstają w miarę płynnie i różnorodnie. Jak to wygląda w praktyce?
Co z tego wynika?To nie jest żadna sztuka ani wielka tajemnica. Czasem w jedno wolne popołudnie powstaje pięć wpisów. Czasem przez tydzień nie napiszę ani jednego zdania. Ale blog i tak żyje własnym rytmem, a regularność jest efektem planowania, nie mitycznej dyscypliny twórczej. Więc jeśli ktoś pyta, jak to się robi, odpowiedź brzmi: planer, kubek kawy i odrobina cynizmu. No i świadomość, że to tylko hobby - a więc nie musi być perfekcyjne, musi być po prostu przyjemne. Na dziś to tyle. A Wy... jaką macie wymówkę? | Lately I’ve been asked how I manage to keep a steady publishing pace on the blog. Here’s the disappointment: I don’t. There’s no way to truly keep up when writing isn’t your day job but - for better or worse - a hobby. It’s always a balance between obligations and the stolen moments you can wring out of reality. The whole secret isn’t superhuman discipline - it’s planning. I write when I have a spare moment, not necessarily when something is due to be published. That’s why today I can show you a screenshot of the queue - 104 scheduled posts. And to be clear: that doesn’t mean I write every day or treat this like a full-time job. I’ve just worked out a structure that keeps content flowing and varied. What does it look like in practice?
So what’s the takeaway?There’s no magic trick here. Sometimes five posts come together in a single free afternoon. Sometimes I don’t write a word for a week. The blog keeps its own rhythm anyway - because regularity is the result of planning, not mythical creative discipline. So if anyone asks how it’s done, the answer is: a planner, a cup of coffee, and a pinch of cynicism. And the awareness that it’s just a hobby - it doesn’t have to be perfect; it just has to be enjoyable. That’s it for today. And you... what’s your excuse? |
W świecie gier bitewnych pieniądze mają magiczną właściwość – znikają. Tak, wiem, że próbujesz przekonać siebie (i swoją drugą połówkę), że te figurki to inwestycja. Przecież kiedyś będą warte fortunę! – mówisz, patrząc na stos niepomalowanych plastikowych żołnierzyków. Ale prawda jest taka, że twoje figurki są warte tyle, ile ktoś jest gotowy za nie zapłacić. A jeśli nikt nie chce ich kupić, to... no cóż, masz nową ozdobę półki.
Gdzie są moje pieniądze?
Pamiętasz czasy, gdy myślałeś, że kupno jednego zestawu figurek to koniec wydatków? Słodka naiwność. Szybko odkrywasz, że jedna grupa stronników nie wystarczy – musisz mieć więcej. Potem dochodzi dowódca. Potem machina. A potem już leżysz w kartonie, bo twoja druga połówka wystawiła cię z domu, gdy kupiłeś kolejnego smoka.
A to dopiero początek. Przecież same figurki to tylko fundament. Dochodzą:
Czy istnieją budżetowe gry bitewne?
Oczywiście! Wystarczy:
Czy twoja druga połówka uwierzy, że to ostatni zakup?
Nie. To zdanie powtarzasz sobie (i swojej drugiej połówce) od miesięcy. To ostatni zakup – mówisz, pakując kolejny zestaw figurek do koszyka. Ale wiesz, że to nieprawda. Bo przecież za chwilę wyjdzie nowa edycja gry, nowa armia, nowe akcesoria... I znów będziesz musiał je mieć. Załóż sobie limit wydatków na hobby. Ale bądź realistą – ten limit prawdopodobnie i tak zostanie przekroczony.
Czy można grać w gry bitewne i nie zbankrutować?
Teoretycznie tak. Można planować budżet, polować na okazje, kupować używane modele i oprzeć się pokusie kolejnych nowości. Ale bądźmy szczerzy – to jak dieta. Można się oszukiwać, że tym razem będzie inaczej, ale koniec końców i tak skończysz z nową kompanią, którą kupiłeś tylko na próbę.
A jak wygląda wasz budżet na hobby? Czy ktoś naprawdę kontroluje wydatki, czy wszyscy jedziemy na tym samym wózku bankructwa?
Tematyczne podejście: Wieśniacy jako NPCe do Warheim FS, z podziałem na podstawki okrągłe i kwadratowe – praktyczne i przemyślane.
Narracja: Miodoborze, Rajmund Kostka – Sołtys i nekromanta amator? To brzmi jak gotowy scenariusz RPG!
Pomysł na motłoch: Magnetyczne podstawki do tworzenia tłumu – świetny pomysł na dynamiczne sceny bitewne.
Humor: „Każdy szermierz dupa, kiedy wrogów kupa” – złoto!
Model z charakterem: Niziołek kucharz z Złotej Kompanii, odpowiedzialny za wykarmienie Ogrów i Giganta – NPC z misją!
Świetne wykonanie: Detale, malowanie, podstaweczka imitująca kuchenną podłogę – wszystko dopracowane.
Zasady w Warheim FS: Model nie tylko wygląda, ale też ma mechaniczne zastosowanie jako „Najemny Tasak”.
Narracyjna wartość: Pomysł na piec chlebowy i kuchnię polową – aż chce się zobaczyć całą dioramę!
Elmin pokazuje, że NPCe to nie tylko tło – to pełnoprawni bohaterowie świata gry. Jego wpisy łączą:
To idealna inspiracja dla każdego, kto chce wzbogacić swoje potyczki o postacie z charakterem.
Ten wpis to świetny przykład, jak połączyć techniczne spojrzenie na figurkę z narracyjnym zacięciem i humorem. Quidamcorvus nie tylko opisuje model, ale też buduje wokół niego klimat, który sprawia, że Urgzahk staje się czymś więcej niż tylko żywiczną rzeźbą.
Co się wyróżnia:Opis modelu: Siedzący na krasnoludzkim tronie ork to nietypowa poza, która od razu przyciąga uwagę. Autor trafnie zauważa dwuznaczność wyrazu twarzy – zamyślenie czy pustka? To zostawia pole do interpretacji i dodaje głębi.
Techniczne uwagi: Informacja o trudno dostępnych miejscach do malowania to cenna wskazówka dla hobbystów. Nie każdy recenzent o tym wspomina, a to może zaważyć na decyzji o zakupie.
Inspiracje: Nawiązanie do Conana Barbarzyńcy to strzał w dziesiątkę – tron, monumentalność, aura siły i samotności. Świetnie buduje klimat wokół postaci.
Humor i styl: „Skrobanie krasnoludzkich piór w Księdze Uraz” czy „największy ork w Łooomocie!” – to język, który sprawia, że wpis czyta się z przyjemnością. Jest lekki, ale pełen pasji.
Społecznościowy akcent: Pytanie na końcu o ulubionego herszta orków to dobry sposób na angażowanie czytelników i budowanie relacji w ramach blogosfery figurkowej.
Ten wpis to esencja kreatywnego kitbashingu w klimacie grimdark! Potsiat pokazuje, że nawet figurka, która nie przypadła mu do gustu jako całość (World Eaters Goremonger), może stać się bazą do czegoś znacznie ciekawszego – wystarczy odrobina wyobraźni i odwagi w cięciu plastiku.
Co się wyróżnia:Połączenie nóg i sprzętu Goremongera z korpusem Deadwalker Zombie i głową Delaque to świetny przykład, jak z różnych światów można stworzyć spójną, klimatyczną postać.
Efekt końcowy to snuj z mrocznej przyszłości – idealny NPC, wyrzutek, zwiadowca, może nawet herold zarazy?
Figurkę pomalowano w stylu Ordo Sepulturum według schematu kolorystycznego Rokksville – to dodaje spójności i głębi.
Choć na razie widzimy ją tylko w podkładzie, już widać potencjał – tekstura, poza, klimat.
Wpis nie tylko pokazuje figurkę, ale też opowiada historię jej powstania – od rozczarowania figurką miesiąca po inspirację do Grimdark Challenge.
Zmiana planów względem Figurkowego Karnawału Blogowego pokazuje elastyczność twórczą i umiejętność reagowania na nowe pomysły.
Autor nie owija w bawełnę: figurki nie są „piękne wedle dzisiejszych standardów”, ale „jako pionki do gry – dają radę”. To uczciwa ocena, która pokazuje, że nie trzeba mieć najnowszych modeli, by stworzyć coś klimatycznego.
Koyoth wyciąga z tych figurek maksimum – szczególnie jeśli chodzi o twarze, które „nadobnością nadmierną nie grzeszą”. To pokazuje, że dobry malarz potrafi tchnąć życie nawet w najbardziej toporne rzeźby.
Jeden chłopiec obszarpany, drugi z cebrzykami – to nie są anonimowe NPCe, ale postacie z potencjałem narracyjnym. Można sobie wyobrazić ich rolę w scenariuszu, kampanii, czy dioramie.
Edycja #131 pokazała, że cywile i NPCe to nie tylko tło – to postacie, które dodają głębi, realizmu i narracji do świata gry. Uczestnicy:
sięgnęli po różne style: od grimdarku po klasyczne fantasy,
pokazali kreatywność: kitbash, fluff, magnetyczne podstawki,
wnieśli humor i klimat: cytaty, opowieści, lokalne legendy.
To jedna z tych edycji, które przypominają, że figurki to nie tylko walka – to opowieść, świat, emocje.
Organizacja turnieju gier bitewnych to przedsięwzięcie godne herosów, to jak próba pogodzenia ze sobą kilkudziesięciu osób, które mają jedną wspólną cechę: uwielbiają rywalizować i kłócić się o zasady. Wymaga siły, determinacji, a przede wszystkim odporności psychicznej na kontakt z graczami, którzy zawsze mają to jedno pytanie do regulaminu. Jeśli mimo to masz w sobie szaleńczą odwagę i chcesz podjąć się tego wyzwania – oto praktyczny poradnik, jak to zrobić i nie rzucić wszystkiego w diabły.
Musisz znaleźć lokal, w którym zmieści się grupa dorosłych ludzi przerzucających plastikowe ludziki, krzyczących o kościach i kłócących się o pole widzenia. Opcje:
Zasady turnieju to podstawa. Muszą być jasne, przejrzyste i... no cóż, niemożliwe do zadowolenia wszystkich. Regulamin to fundament każdego turnieju, a także coś, czego i tak nikt nie przeczyta przed wydarzeniem. Kilka kluczowych zasad:
Stoły do gry to serce turnieju. Muszą być odpowiednio przygotowane – z terenem, który jest zarówno estetyczny, jak i funkcjonalny. Pamiętaj, że gracze będą spędzać przy nich godziny, więc zadbaj, by nie musieli walczyć z dziwnymi przeszkodami czy niestabilnymi wzgórzami.
Gracze zazwyczaj dzielą się na tych, którzy zapisują się od razu, i tych, którzy czekają do ostatniego dnia, żeby potem zapytać: A jest jeszcze miejsce?.
Po wszystkim możesz odetchnąć, wypić kawę (lub coś mocniejszego) i zastanowić się, czy zrobisz to ponownie. W zależności od twojego doświadczenia odpowiedź będzie brzmiała:
To było super, organizuję kolejny! lub Nigdy więcej lub Jeśli znajdę kogoś, kto zrobi za mnie 80% roboty, to może…
Organizacja turnieju to zadanie dla ludzi o stalowych nerwach i sercu z gromrilu. Ale to też niesamowita satysfakcja, jeśli wszystko pójdzie dobrze (lub przynajmniej nie tragicznie). Jeśli podejdziesz do tego z dystansem i nie pozwolisz, by drobne problemy wyprowadziły cię z równowagi, masz szansę stworzyć wydarzenie, o którym ludzie będą mówić latami. A przynajmniej do następnego turnieju.
A wy? Organizowaliście kiedyś turniej? Jakie były wasze największe wyzwania? A może braliście udział w turnieju który zapamiętacie z nieprzyjemnych powodów?
Korowód Grzeszników!Oto, miłościwi Państwo, przed oczyma waszymi rozpościera się korowód grzeszników, a wraz z nim marność nad marnościami, albowiem my, nędzni modelarze, czołgamy się w prochu i pyle tego ziemskiego padołu! Przybywajcie, tedy, by zważać na ich winy i może zaczerpnąć naukę ku własnemu zbawieniu, choć droga doń długa i ciernista. Grzechy Ciężkie i Ich Sprawcy:
Nie są oni jeszcze godni dostąpić odkupienia, lecz i tak lepiej to, niźli nic nie pokazać, jak czynią ci, co w cieniu siedzą! Niechaj ta opowieść będzie dla was przestrogą i zachętą do pilnej pracy nad waszymi dziełami. A teraz, miłościwi Państwo, zważcie na słowa te: następna edycja tegoż Korowodu Grzeszników odbędzie się pod przewodnictwem Maniexa na jego blogu! Przygotujcie się tedy na nowe grzechy i nowe pokuty! | Procession of Sinners!Behold, my gracious Lords and Ladies, before your very eyes unfolds a procession of sinners, and with it, vanity of vanities, for we, the wretched modellers, crawl in the dust and grime of this earthly vale! Come forth, then, to witness their transgressions and draw a lesson for your own salvation, though the path to it be long and thorny. Grievous Sins and Their Perpetrators:
They are not yet worthy of redemption, but even this is better than showing nothing, as do those who sit in the shadows! May this tale be a warning to you and an encouragement to diligently work on your creations. And now, my gracious Lords and Ladies, heed these words: the next edition of this Procession of Sinners shall take place under the leadership of Maniex on his blog! Prepare yourselves, therefore, for new sins and new penances! |