niedziela, 3 czerwca 2018

FKB XLV: Podsumowanie

Kończy się maj i wypada zrobić porządek z 45-tą edycją Figurkowego Karnawału Blogowego. Jak to zwykle w przypadku tej zabawy bywa, ktoś rzuca na początku miesiąc hasło, a blogerzy (głównie ci, którzy zapisali się do Wrót - Polskiej sieci blogów bitewnych) próbują stworzyć coś, co będzie adekwatną odpowiedzią na zadany temat.

    Jak to wyszło tym razem? Wrzuciłem na ruszt zagadnienie figurkowych marzeń. Sądzę, że nie jestem jedynym, który od czasu do czasu wzdycha po kryjomu do nowej armii/ nowego systemu czy do jeszcze jakichś innych bitewniakowych rozkoszy (na przykład wyjazdu na konwent Salute :). Ta edycja miała więc być okazją do dwóch rzeczy. Po pierwsze: do przerwania milczenia na temat swych marzeń. Wszak trzeba mieć w sobie trochę ekshibicjonisty, by bawić się w pisanie o sobie (bo zawsze pisze się trochę o sobie) i świecić owocem swej pracy w oczy przypadkowym ludziom z internetu.



   Tym razem można było pójść na całość i wyznać: "Chcę wreszcie kupić, pomalować i wystawić w trakcie gry makietę "Chaos Dreadhold" na pełnym wypasie!" 

    Niestety, był też i haczyk. Druga część tematu zakładała bowiem, że po wyznaniu swych marzeń publiczności autor wpisu zrobić choć mały kroczek w kierunku ich realizacji. Że marzenie przestanie być jedynie zwiewną fantazją, a zacznie coraz bardziej nabierać realnych kształtów.

Nie czekaj ze spełnieniem swych marzeń, aż będziesz stary i chory!

   Z jednej strony maj sprzyjał snuciu marzeń! Co rusz to pojawiały się informacje o nowościach i planach wydawniczych. A do tego wciąż czekają na nas setki propozycji które zostały już wydane, są dostępne i tylko kuszą, by je kupić i się nimi cieszyć. Z drugiej zaś wreszcie odeszła zima, ustępując miejsca rozbuchanemu, słonecznemu latu. Pogoda nie zachęcała do siedzenia przy biurku i wielogodzinnego cyzelowania ludzików. Czy też  nawet do myślenia o nich! Niemniej jednak niektórzy śmiałkowie podjęli wyzwanie. Przyjrzyjmy się efektom ich pracy.


Husaria na dinozaurach?



Dobrze dobrze... na początku też się śmiali z leków homeopatycznych i ruchu antyszczepionkowego! Już dziś zacznij zbierać lizardmenów, by zdobyć przychylność prawdziwych panów świata.

   Najszybciej swój karnawałowy wpis wysmażył Kamil, piszący na blogu Zielony Skaven. Jego marzenie okazało się być dość powszechnym - jak wiemy z tego filmu: każdy kiedyś ich próbował. Chciałby mianowicie dysponować nie tylko zastępami ludzi - szczurów (co jest chyba najlepszym wyborem, jeśli chodzi o armie fantasy) ale też ludzi - gadów (i nie tylko ludzi). Pochwalił się przy tej okazji swoimi nabytkami. Zebrał przyzwoitą kolekcję figurek, która teraz cierpliwie (jak to gady...) czeka na pomalowanie oraz na występ podczas bitwy.

   Drugie marzenie autora to rozpoczęcie przygody z "Ogniem i Mieczem". Kibicuję mu w nim gorąco, ale też wiem, że wypad na Dzikie Pola nie jest łatwą przygodą. Opanowanie mechaniki zajmuje trochę czasu... Ale gdy już się to uda, gra daje olbrzymią satysfakcję. Na pierwszy rzut oka nie bardzo da się połączyć klimaty Obrońców Najjaśniejszej Rzeczypospolitej z Parkiem Jurajskim... Ale od czego jest "Dragon Rampant"?



Jakby co, to fluff już jest.

Dla większego dobra.

    Pozostajemy w temacie humanoidalnych gadów - lub organizmów bardzo do nich podobnych. Flota Rój Shoggoth znudziła się bezmyślną konsumpcją napotkanych światów... Stojący za nią umysł-rój zapragnął małej odmiany. I wybrał armię z zupełnie inne beczki. 

Gdy zostanie już ukończona (a z wpisu widać, że prace idą pełną parą), Shoggoth będzie dysponował dwiema armiami o zupełnie różnym klimacie i sposobie grania. To fajny pomysł, gdy pragnie się jakiejś odmiany, ale nie jest się gotowym do wejścia w nowy system. 



Umiłowany przywódca beznosych. 


Malowanie kosmicznych Chińczyków wykonano w klimacie kawaii. Dużo tam aerografu, białego, błękitnego, różowego i fioletowego. Pojawił się też zdjęcia z bitwy. Jeśli lubicie tau, zajrzyjcie koniecznie i wesprzyjcie komentarzem nowego gracza.

Najwyższa jakość. Extra ciemne.

    Quidamcorvus, spiritus movens Bitewnych Wrót nie zawiódł. Regularnie wypuszcza wpisy, recenzje, tutoriale, raporty, reportaże z turniejów... A jakby tego jeszcze było mało, animuje swój własny (no prawie własny: mechanika i świat zostały oparte na produkcjach Games Workshop) system bitewny. Chodzi o "Warheim Fantasy Skirmish". Jeśli do tej pory nie znaliście tej gry, zapraszam do kliknięcia w link w poprzednim zdaniu i zobaczenia, co to za zwierz. 

    Dla mnie ów tytuł to żywy przykład tego, jak wiele można zdziałać w świecie bitewniaków za pomocą determinacji, pasji i konsekwencji. Pomimo tego, że "WFS" jest wydawany w systemie non-profit, nie posiada własnej linii figurek, to jest grą żywą. Cały czas powstają nowe zasady, ludzie w to grają, odbywają się turnieje z nielichą frekwencją. 

Jakby tego było mało, QC potrafi zrobić cudowne makiety.


  Pierwsze marzenie opisane w poście karnawałowym (? post karnawałowy? Co tu się odjaniepawliło?) dotyczy rozwoju "Warheima"... Podręcznik ma być przeredagowany i skompresowany (co jest moim zdaniem niezbędne). A potem przetłumaczony na angielski - co ma chyba jeszcze więcej sensu. Warto dotrzeć z nim do naprawdę szerokiej publiczności. 

   Ale to nie koniec. Drugi plan dotyczy walki o przestrzeń życiową dla figurek. Quidamcorvus zamierza przeprowadzić remont i stworzyć dedykowane pomieszczenie do modelarstwa i grania. Gdy oglądam sobie blogi anglojęzyczne, własny gamesroom jest częstym motywem. Oby i u nas było ich jak najwięcej. Życzę powodzenia!



  Najwyraźniej autor wynalazł coś do zakrzywiania czasoprzestrzeni, bo w tym wszystkim ma jeszcze czas na klasyczne gry fabularne. A przy tym jest wierny systemowi, który w dużej mierze ukształtował polski światek rpgów i bitewniaków. Chodzi o pierwszą edycję WFRP. Tutaj możecie kibicować jego postępom w opracowywaniu owej księgi, która już w chwili wydania kosztowała 495.000 zł!

Ale ja czekam raczej na to.


Games room po raz drugi.

   Wygląda na to, że spora część autorów dostała już od bitewniaków to, czego pragnie. I teraz chciałaby po prostu cieszyć się grami i figurkami w spokoju i komforcie. Asterix z Valadoru pochwalił się swoją miejscówką do grania. A jest się czym chwalić...


Trzy pełnowymiarowe stoły do gier, każdy z kompletem makiet wykonanym w wysokiej jakość. Do tego zapas makiet. Dwa stanowiska malarskie. Przestrzeń i wygoda... Czegóż chcieć więcej?

Oczywiście kumpli do grania. Jeśli lubisz figurki i mieszkasz w małym miasteczku (na przykład w Pszczynie) to masz dwie opcje. Albo przestawisz się na piłkę nożną, albo zmusisz do grania dzieci swoje i z rodziny. Asterix żali się, że starzy współgracze rozjechali się po świecie, a różne przedsięwzięcia mające skupić lokalne środowisko fanów miały krótki żywot. Fajnie byłoby więc stworzyć klub, rozszerzyć zastępy figurkowych wodzów. To plan, który ma szanse powodzenia, jeśli tylko uzbroić się w cierpliwość i być bardzo konsekwentnym. Oczywiście życzę sukcesu - gry bitewne są dużo fajniejsze, gdy rzeczywiście się w nie gra. 



Ewentualnie można przerzucić się na piłkę. Stadion już jest.

Space Wolf, Iron Hand i Ultramarine siedzą w karczmie...

  Mateusz z bloga The Dark Oak. Nie snuje biernych marzeń. Jego wpis to dobry przykład na to, że chcieć to móc, tak długo jak cel jest realistyczny. Autor chciał grać w czterdziechę - i gra. Nie powstrzymują go ani słabe zasady, ani brak balansu, ani koszta modeli. Podobno kocha się "pomimo" a nie "za coś"... W każdym razie jest on wierny wybranemu zakonowi. A swoją działalność hobbystyczną chciałby rozszerzyć m.in. o prowadzenie sesji w klimacie WH40k.



Hmmm... Drogi Mateuszu... Rpgowy świat mrocznej przyszłości niesie ze sobą też inne zagrożenia niż wojna. Dotychczasowe systemy fabularne osadzone w tym uniwersum miały wyjątkowo niestrawną mechanikę. Trzeba było wiele zaparcia ze strony MG oraz graczy, by jako tako ogarnąć wszystkie zasady dotyczące walki, sprzętu, testowania... Mam nadzieję, że pokazany wyżej "Wrath & Glory" pozwoli skupić się na walce z xenosami, a nie z paragrafami i cyferkami. 

There is no escape from Chaos!

    Koyoth z bloga shadow grey również dołożył swe trzy grosze do giełdy marzeń i planów. Jeśli zaglądacie regularnie na jego bloga (a warto, bo ma znakomite pomysły na konwersje, a maluje niczym Chopin pędzla!), możecie się domyślać, co mu się śni po nocach. 



  Wielka armia Chaosu! Wyznawcy i demony mrocznych potęg zjednoczeni pod żelazną pięścią Archaona, Pana Końca Czasów. A każda figurka pomalowana w odpowiednim klimacie i na wysokim poziomie. 


  Zbieranie armii do "AoS" to zadanie na długie lata, szczególnie, gdy armia ta ma tak dużo możliwości złożenia. Można dobierać najróżniejsze oddziały, bohaterów, sojuszników. A potem przychodzi nowa edycja/ nowy kodeks czy też nowy "Generals Handbook". A wtedy zakupy zaczynają się od początku. Na szczęście ta armia ma ogromną zaletę: figurki, które cieszą nawet wtedy, gdy nie wystąpią na stole.

Poziom smogu w Krakowie przekroczył dopuszczalne normy.

   Podobnie wyglądają marzenia Wołka Zbożowego. Pragnie mieć on jeszcze jedną armię do "AoS". Tym razem postawił na kontrowersyjnych Kharadron Overlords. Napisał im całkiem ciekawy fluff, w którym jedno słowo uzasadnia zamknięcie ciał krasnoludów w szczelnych pancerzach.



Każda armia zaczyna się od pierwszej figurki. Tym razem w owej zaszczytnej roli wystąpił Aetheric Navigator, którego możecie zobaczyć powyżej. Nie znam się na tej armii, nie wiem jaka jest jego rola na polu bitwy. Ale ten pomarańczowy pancerz był strzałem w dziesiątkę!

Sklepik z marzeniami.

   Fejwsi i Ranalcus zadebiutowali w niniejszej edycji karnawału. Ale był to debiut bardzo udany; planów mają co niemiara, jak to wielu młodych ludzi. Jest tam mowa i o skończeniu studiów, nabyciu domu, zebraniu armii do "Sagi" oraz samochodzików do "Gaslands". A to dopiero początek! Kobieca część autorskiego zespołu odkryła w sobie żyłkę twórczyni makiet - czy też może raczej scenografii? 


Jeśli będziecie przyglądać się temu zdjęciu wystarczająco długo, ujrzycie w tle ruiny.

Ale ostatnie marzenie jest wyjątkowo inspirujące. Chodzi o zdobycie unikatowej, limitowanej i niesprzedawanej figurki. Z mangi to ja znam tylko mango, więc nie kojarzę ludzika. Ale bardzo szanuję wytrwałość i determinację, jaka towarzyszy polowaniu na ulubiony model.

Takie będą rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie.

  Bardzo ambitne i chwalebne jest zamierzenie Pepego, którym pochwalił się na blogu Fantasy w miniaturze. Czymże bowiem jest pomalowanie nowej figurki, zbierania nowej armii, czy nawet wejście w nowy system - wobec wychowania nowego gracza? A Pepe postanowił wychować aż dwoje!


A kiedy waszym dzieciom wyrosną kły i bokobrody?

  Oczywiście trzymam kciuki za sukces, i to z wielu powodów. Nowi gracze decydują nie tylko o kondycji rynku figurkowego w Polsce - ale wręcz o przetrwaniu tego hobby. Ja zaś sam podjąłem niedawno podobne starania. I wkrótce przekonam się, co z tego wynikło. Za tydzień pierwszy turniej mojego syna :)

Stairway to heaven.

   Potsiat wykonał to, bez czego bardzo trudno funkcjonuje się Gangom Mordheim. A mianowicie fragmenty Mordheim. Do tej pory brakowało schodków i drabinek, przez co modele z wysoką inicjatywą posiadały niesprawiedliwą przewagę. Tutaj możecie obejrzeć efekty pracy. Mi się podobały ze względu na swą modułową budowę i przydatność w rozgrywce. Rzetelna makieciarska robota.


Schody, schody, schody schody... Nigdy już nie wyjdą z mody...

Od przybytku czasu brakuje.

  Maj był miesiącem intensywnego bitewniakowania dla Maniexa i jego latorośli. On sam dorobił się wypasionego gangu do Necromundy. Tylko to zapewniłoby mu wiele godzin zabawy modelarskiej i graniowej. Ale do tego doszedł "Star Wars: Legion". Jak się okazało, nowy tytuł od FFG spodobał się córce Maniexa na tyle, że dostała go w prezencie! To się nazywa mieć szczęście..

A więc dwa nowe systemy. Do tego jeszcze jedna nowa armia. Kiedy on śpi?! 


Nie zdziwiłbym się, gdyby macki w malowaniu maczała jakaś ośmiornica.

Z tej wyprawy nie powrócą wszyscy...

  Tolkien, pisząc "Hobbita" i "Władcę Pierścieni" sformował archetyp fabuły utworów fantasy. Grupa śmiałków oddala się od domu, po drodze nie raz ryzykuje życiem, by zdobyć ostatecznie skarby i sławę, tudzież wykonać innego questa. Każdy z nas to czytał, każdy z nas czuł ekscytację na myśl o dalekiej wyprawie. 

  Kapitan Hak postanowił odtworzyć taką historię na własnym stole. W jego wpisie poznacie założenia fabularne wieloetapowej kampanii, w której na równi ważny będzie element fabularny, jak i figurkowe bitwy. Teraz należy tylko przed wyruszeniem w drogę zebrać drużynę... Skarby Karak Zorn tylko czekają, aby je podnieść! 


Długa broda i niski wzrost będą dodatkowym atutem w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej. 


A ja?

   Nie dałem rady wyprodukować oddzielnego wpisu na ten karnawał, pochwalę się więc swoimi marzeniami teraz. 

   Po pierwsze: śni mi się od czasu do czasu rozpierducha na wielką skalę. Wybuchu równające z ziemią całe dzielnice, hordy atakującej piechoty, naloty dywanowe... Do takiej zabawy wystarczył by "Flames of War", gdy nie to, że moje potrzeby są większe. Bo warto dodać do tego wszystkiego roboty, kosmiczne technologie i obce rasy. Oraz oczywiście mechanikę naprzemiennych aktywacji i proste zasady. 

    Jest system, który oferuje to wszystko, a w bonusie daje klimat mrocznej przyszłości, w której jest tylko wojna. Chodzi mi oczywiście o "Epica". Co stoi na przeszkodzie w realizacji marzenia? Przede wszystkim wysiłek potrzebny do wystartowania. Figurki jak najbardziej można dostać, ale dotarcie do nich jest trudniejsze, niż kupno piwa "Harnaś" w Islamabadzie. Podobnie z potencjalnymi przeciwnikami. Są - ale w Łodzi. Pewnie i w Wawie ktoś by się odnalazł, gdyby poszukać wystarczająco długo. Na razie jest jednak dużo spraw na głowie, figurkowych i nie tylko. Rozpoczęcie przygody z "Epic'iem" odłożyłem na przyszłość. A w ramach długiej podróży, która zaczyna się od pierwszego kroku, postanowiłem pomalować Landraidera z gry "Frobidden Stars". Czego nie dokończyłem, z powodu wspomnianych wcześniej innych pilnych spraw.



 -Panie kierowniku, ja już czekam cały miesiąc!!
- No i już nieprawda, bo nie miesiąc, a 37 dni kalendarzowych.
   W maju wydarzyło się jednak coś, co rozpaliło jaśniej płomyczek nadziei. Games Workshop zapowiedział wydanie gry bardzo podobnej w duchu do rzeczonego "Epica". Chodzi o "Adeptus Titanicus". Na razie szczegółów jest mało, ale wszyscy komentarzy wierzą w powrót nie tylko wielkich małych robotów, ale i malutkiej piechoty oraz pojazdów pancernych. Gdyby ten plan wypalił, pojawi się gra z silnym wsparciem marketingowym, mająca szansę na umiarkowaną popularność. A to zwiększyłoby sens wejścia w nią. A zatem czekam. Być może za kilka lat sobie zagram.


Jak to mówią fani: Jaram się jak Istvaan V

  To jednak nie koniec marzeń. Jak pewnie większość miłośników gier bitewnych, chciałbym zarabiać na hobby. Jest tylko mały szkopuł; w zasadzie kilka. Figurki maluję za wolno i za brzydko, o rzeźbieniu nie wspominając. Ani nie wymyślę dobrych zasad, ani nie mam smykałki do handlu. Tłumaczenie reguł - nie mam złudzeń, że można by z tego wyżyć... Pozostaje więc pewna niszowa działalność... Dla bezpieczeństwa finansowego nie będzie ona dotyczyła wyłącznie bitewniaków, czy też szerzej: gier bez prądu. Gdy projekt będzie bliższy końcowi, napiszę więcej.







ps. Nie udało sporządzić się podsumowania na czas. Ale lepiej późno niż wcale. Jakby co, to mam już temat karnawału na przyszły rok. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz